Strony

Aktualizacja włosów - październik

Przede mną moja pierwsza blogowa aktualizacja włosów :)









Zaczynamy...

Październik upłynął mi w bardzo szybkim tempie w związku z czym nie miałam za wiele czasu na pielęgnację włosów. Ale mogę się pochwalić, że starałam się przynajmniej raz w tygodniu nałożyć olej. Zazwyczaj był to mój ulubiony olej z pestek winogron oraz oliwa z oliwek, a raz nawet olejek jaśminowy Chameli. Olejowanie trwało średnio ok. 2h raz dłużej, raz krócej. 

Poza tym również raz w tygodniu nakładałam maskę przed myciem na ok. 30 min. Były to za każdym razem maski Kallosa (keratin, al latte, jaśminowa, arganowa) z racji tego, że mam ich aż 4 szt. każda po 1 litr i staram się wykorzystać nadmiar :). 

Przez cały miesiąc stosowałam Jantar. To moja nie pierwsza kuracja nim i niestety jestem trochę zmartwiona faktem, że nie zahamowały wypadania, albo przynajmniej ograniczyły go. Co prawda mam mnóstwo nowych baby hair, ale jednak liczyłam na zapanowanie nad wypadaniem.

Końcówki tak samo jak w poprzednim miesiącu zabezpieczałam olejkami Marion i czasem odżywką z Ziaji bez spłukiwania (staram się ograniczyć jej używanie bo przy dużej częstotliwości włosy są mega obciążone). 

Przeważnie pozostawiałam do naturalnego wyschnięcia, sporadycznie suszyłam suszarką. Nigdy nie prostuję ani nie kręcę wiec ten problem mnie omija - jedyny grzech to suszarka :)

Włosy są w dobrej kondycji mimo tej szalonej pogody i niskich temperatur. Są lśniące, miękkie i gładkie także nie zaszkodziło im moje mniejsze zainteresowanie niż dotychczas albo teraz nie wymagają już tak dużo pracy :). Końcówki podcinam średnio co 3 miesiące i w listopadzie na pewno zawitam do fryzjera bo zauważyłam, że są już lekko rozdwojone.




Szykuję już dla Was recenzję farby Syoss Oleo Intense, post planowany jest na niedzielę :)



Czytaj dalej

Olej kokosowy + regeneracyjny balsam do ciała Venus


Olej kokosowy + regenerujący balsam do ciała Venus


Pierwsza przygoda z olejem kokosowym zakończyła się fiaskiem. W efekcie olejowania włosów na sucho i trzymania go ok. 2h otrzymałam na włosach mega puch. Włosy były szorstkie, suche, w ogóle niedociążone. Miałam ogromny problem z ich rozczesaniem. Grzebień dosłownie stawał od razu przy skórze. Przez te perypetie na długi czas nie miałam ochoty wracać do oleju kokosowego, aż dzisiaj nadeszła ta chwila żeby dać mu drugą szanse... :)


Aby uniknąć przesuszenia końcówek i uzyskać efekt odbicia włosów od nasady nałożyłam olej kokosowy na skalp oraz dalej do 10cm na włosy. Od linii w której skończyłam nakładanie oleju w dół aż po same końce nałożyłam regenerujący balsam do ciała firmy Venus. Z racji tego że nie sprawdził się on u mnie w takim celu do jakiego jest stworzony postanowiłam wykorzystać go na włosy :). Tym bardziej że na samym początku w składzie mamy emolient, humektant w postaci gliceryny oraz silikony, czyli coś czego moje włosy przy takiej już mroźnej pogodzie potrzebują :).



Taka mieszankę trzymałam na włosach 2h następnie spłukałam wszystko ciepłą wodą, umyłam włosy szamponem Dave hair therapy i na koniec nałożyłam kurację do włosów ISANA ASIA (ta fioletowa) dosłownie na 2-3 minutki po czym spłukałam. W skalp wtarłam Jantar. Gdy wyschły przeczesałam Tangle Teezerem, zabezpieczyłam olejkiem orientalnym Marion migdały i dzika róża.



Czas na efekty... 



Partia włosów na które nałożyłam olej kokosowy jest delikatnie odbita od skóry może nieco niesforna, ale miła w dotyku. Olej dało się bez problemu wypłukać z włosów i nie spowodował nadmiernego przetłuszczania z czego jestem bardzo zadowolona. Włosy na długości są lśniące, miękkie, gładkie i przede wszystkim sypkie. Dawno nie miałam jednocześnie tak puszystych włosów i dociążonych, ale bez przesadnego push up ! Dodatkowo pięknie pachną balsamem. Nie miałam większego niż zwykle problemu z ich rozczesaniem. 



Bez flesza

Z fleszem







Przy drugim podejściu olej kokosowy sprawdził się o wiele lepiej :). Jestem bardzo zadowolona i będę sięgać po niego częściej !

A Wam jak podobają się efekty? :)
Czytaj dalej

Green Pharmacy matujący krem normalizujący i kojący krem półtłusty


Kilka słów o kremach do twarzy...


Na dzisiaj mam dla Was recenzje moich ostatnich łupów ;). W Naturze na promocji upolowałam dwa kremy z Green Pharmacy matujący krem normalizujący "zielona herbata" oraz kojący krem półtłusty "rumianek". Po przecenie zapłaciłam za sztukę ok 8zł.


Zacznę od ulubieńca --> matujący krem normalizujący "zielona herbata". Krem zawiera ekstrakt z zielonej herbaty, olej makadamia, olej z oliwek oraz pantenol. Krem ma za zadaniem matować skórę, pochłaniać nadmiar sebum i regulować jego wydzielanie.



Skład : Aqua, C12-15 Alkyl Benzoate, Paraffinum Liquidum, Aluminium Starch Octenylsuccinate, Sorbitol, Cetearyl Alcohol , Ethylhexyl Stearate, Ceteareth-20, Stearic Acid, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Camellia Sinensis Extract, Dimethicone, Panthenol, Parfum, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Tetrasodium Edta, Dmdm Hydantoin, Peg-8, Triethanolamine, Tocopherol, Iodopropynyl Butylcarbamate, Ascorbic Palmitate, Acorbic Acid, Citric Acid, Propylene Glycol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.



A jak jest naprawdę ... ? Z racji tego, że moją cera bardzo szybko zaczyna świecić się w strefie T od zawsze szukam i testuję kremy matujące.

Krem Green Pharmacy ma niesamowicie piękny zapach, dzięki któremu już jest moim nr 1 :). Konsystencja zwarta, łatwo się rozsmarowuje, nie jest tłusty ani nie zostawia tłustego filmu na twarz. Szybko się wchłania. Świetnie sprawdza się jako baza pod makijaż. Ale niestety matuję buzię na max 3h. Po tym czasie moja strefa T zaczyna się delikatnie błyszczeć. No i co za tym idzie makijaż trzeba poprawiać. Ale mimo to chętnie go używam, bo nie uczula mnie jak inne kremy, buzia jest wygładzona i nie pojawiają się podrażnienia.



Z kolei kojący krem półtłusty "rumianek" zawiera ekstrakt z rumianku, również olej makadamia, a dodatkowo masło shea i d-pantenol. Krem powinien koić podrażnioną skórę i przede wszystkim nawilżać.



Skład: Aqua, Ethylhexyl Stearate, Paraffinum Liquidum, Sorbitol, Ceteareth – 20, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Dimethicone, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Panthenol, Propylene Glycol, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, DMDM Hydantoin, Iodopropynyl Butylcarbamate, Parfum, Tetrasodium EDTA, Coumarin, Linalool.





Krem jest rzeczywiście delikatnie tłusty, łatwo się rozprowadza oraz szybko wchłania, ale pozostawia na twarzy wyczuwalną powłokę. Dobrze się sprawdza jako ochrona i odbudowa stosowany na noc. Ja właśnie tak robię bo zastosowanie go pod podkład skutkuje natychmiastowym błyszczeniem. Jeśli chodzi o zapach to wyczuwalny jest przede wszystkim silny zapach rumianku, co mi nie do końca i nie zawsze odpowiada, ale to już kwestia gustu. Krem ma ciekawą konsystencję galaretki. Jego właściwości kojące i zapobiegające podrażnieniom naprawdę się sprawdzają bo skóra po użyciu go jest wypoczęta i zrelaksowana oraz przede wszystkim nie jest ściągnięta. I tak samo jak poprzednik nie uczula mnie w żaden sposób. :)

Reasumując jestem mile zaskoczona zarówno jednym jak i drugim :) na oba znalazłam sposób i mogę z całą pewnością je polecić. Plusem jest także pojemność - 150ml przy czym dodatkowo są bardzo wydaje. Oba mają inne właściwości i jak na kremy za tak niską ceną myślę, że wychodzą obronną ręką :)
Czytaj dalej

Maska imbirowa



Maska imbirowa - recenzja


Przepis :

--> 1 łyżka sproszkowanego imbiru
--> 2 łyżeczki oleju z pestek winogron
--> 3 łyżki maski do włosów Callos Latte
olej lub maskę można dobrać wg własnych upodobań.



Powyższe składniki zmieszałam i nałożyłam na włosy oraz skalp na 30 min. Pomimo użycia sporej ilości oleju konsystencja maski była zwarta i nie spływała z włosów. Zapach całkiem przyjemny nawet dla wrażliwców, a mi bardzo przypadł do gustu :).


Imbir słynie z właściwości rozgrzewających przez co często jest stosowany jako środek pomocniczy przy przeziębieniach (ja uwielbiam dodawać go do herbaty zamiast cytryny, nadaje jej gorzkawy smak). Maska powstała na bazie tego korzenia przyjemnie grzała skórę głowy i pobudzała cebulki do wzrostu.




Po 30 minutach spłukałam maskę i umyłam szamponem Dave hair therapy (od jakiegoś czasu używam go na zmienę z Johanson's baby) po czym nałożyłam odżywkę Pantene pro V. Po spłukaniu pozostawiłam włosy na kilka minut w turbanie. Jestem na etapie STOP-WYPADANIU więc wtarłam w skalp Jantar (to już druga butelka z miesięczną przerwą). Czesałam Tangle Teezerem dopiero gdy wyschły. Zabezpieczyłam olejkiem orientalnym z Marion. Mam ich całą serię. Ciężko nazwać je olejkami bo w zasadzie to głownie silikony, ale na zabezpieczanie końcówek są świetne.



Efekt... cóż nie jest dla mnie zaskoczeniem bo robiłam tą maskę już drugi raz. REWELACJA :) włosy są wygładzone, nawilżone, dociążone i bardzo lśniące czego często brakuje włosom rozjaśnianym. Dodatkowo niesamowicie miłe w dotyku i pachnące :).



Polecam tą maskę każdej dziewczynie ze zniszczonymi końcówkami i nie tylko. Imbir w połączeniu z olejem i maską, którą uwielbiam nadaje włosom gładkość i niweluje tępe postrzępione końcówki.



Świadomie dbam o włosy od ok 9 miesięcy, skłoniło mnie do tego głownie wypadanie, kiepski stan po rozjaśnianiu oraz ogromny problem przy rozczesywaniu włosów po myciu. Patent na rozczesywanie gdy są już suche okazał się strzałem w dziesiątkę :)


Bez flesza

Bez flesza

Z fleszem








Czytaj dalej