Złocień Maruna na migrenę i domowa wcierka przeciw wypadaniu włosów
W maju dobiegły końca moje dwie dwumiesięczne kuracje, o których wspomniałam w tym poście. Przyszedł czas na podsumowanie, a zacznę od kuracji wewnętrznej mąjcej na celu złagodzić moje bóle migrenowe.
Złocień Maruna to tak zwana średniowieczna aspiryna. Jest surowcem zielarskich o charakterystycznym korzennym zapachu. Wykorzystywany jako środek niwelujący bóle migrenowe, menstruacyjne, artretyczne, reumatyczne, zębów. Zawiera witaminę B2, która odpowiedzialna jest za prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego oraz witaminę B5, która zmniejsza uczucie zmęczenia i znużenia. Więcej ciekawych informacji na ten temat możecie przeczytać w TYM i w TYM artykule.
Wpadł mi w oko przez przypadek w jakiejś aptece internetowej, zaciekawił mnie opis, który jednoznacznie stwierdzał, że to substancja wspomagająca w walce z migreną. Później już nie przypadkiem udałam się do apteki po to cudeńko, które dawało wielką nadzieję, a jak się spisało?
Mój pojemnik zawierał 60 kapsułek preparatu, zażywałam jedną tabletkę dziennie o stałej porze. Po pierwszych dwóch tygodniach zupełnie nic się nie zmieniło. Bóle pojawiały się standardowo od 2 do 4 razy w tygodniu. Byłam już skutecznie zniechęcona i miałam zaniechać dalszego faszerowania się tym wynalazkiem aż nagle po 3 tygodniu coś drgnęło. Bóle zaczęły stopniowo cichnąć.
Pojawiały się nie tylko rzadziej, ale były też mniej nasilone. Doświadczyłam też tego, że ból się pojawiał i samoistnie przechodził. Zdarzało mi się to też wcześniej, ale znacznie rzadziej niż teraz.
Bólom migrenowym przeważnie towarzyszy wstręt na światło, dźwięki, często też nudności i ogólne rozdrażnienie. Rownież te dolegliwości w drugim miesiącu stosowania były złagodzone.
Nie potwierdzę, że jest to złoty środek i wielki krok dla ludzkości, ale suplement, który jest w stanie bóle średniego nasilenia złagodzić. I nie "od ręki", ale dopiero przy dłuższym stosowaniu.
Podczas kuracji nie odczułam żadnych skutków ubocznych, także uważam, że preparat wart jest wypróbowania, bo osobom bardzo cierpiącym może przynieść ulgę.
Złocień Maruna znajdziecie:
Cena w internecie waha się między 15-30 zł także warto popytać w swoich aptekach, ja zakupiłam go u siebie w mieście, dostępny był od ręki w cenie 16 zł.
Czas na recenzje kolejnej kuracji tym razem zewnętrznej. Moją wcierkę przeciw wypadaniu i na porost włosów przedstawiałam już w tym poście i tam znajdziecie informacje co i dlaczego użyłam, a teraz przypomnę tylko skład i proporcje.
Przepis na domową wcierkę przeciw wypadaniu włosów:
--> 250 ml wody
--> jedna saszetka skrzypu polnego
--> jedna saszetka pokrzywy
--> jedna płaska łyżeczka zielonej herbaty liściastej
--> 4-5 kropelki olejku rozmarynowego
--> pół łyżki wody brzozowej
Wcierkę o niezachęcającym wyglądzie i nieciekawym zapaszku stosowałam przez dwa miesiące. Przyznam się, że podczas pierwszego miesiąca było to na prawdę regularne. Przed każdym myciem wcierałam specyfik na 2-5 h po czym spłukiwałam i myłam włosy szamponem. W drugim miesiącu moja kuracja delikatnie się rozlazła... Moje chęci rozpłynęły się chyba z nasilonymi w tym miesiącu opadami deszczu :-D. Wcieranie było nieregularne i znacznie rzadsze od pierwszego miesiąca. Ale żeby nie być gołosłownym dokonałam pomiaru pasemka kontrolnego zarówno przed kuracja jak i po. I co się okazało?
W pierwszym miesiącu stosowania wcierki włosy urosły tylko standardowy 1 cm. Następnie w drugim miesiącu przybyło 1,5 cm co wskazuje na to, że informacja o stosowaniu wcierki dotarła do cebulek z lekkim opóźnieniem :). Ale najważniejsze, że w ogóle dotarła i przez dwa miesiące mniej lub bardziej intensywnego wcierania przybyło mi 2,5 cm. Jak na mnie to całkiem niezły wynik, bo standardowo bez wspomagaczy włosy rosną mi 1 cm na miesiąc.
Jeśli chodzi o zmniejszenie wypadania włosów... tutaj trochę się zawiodłam. Specyfik nawet w najmniejszym stopniu nie zmniejszył wypadania, a więc dalej borykam się z utratą włosów.
Mimo wszystko jednak spodziewałam się bardziej spektakularnych efektów i do wcierki raczej już nie wrócę. Myślę teraz nad aktywatorem wzrostu z Babuszki Agafii lub maską drożdżową.
Jeśli chodzi o zmniejszenie wypadania włosów... tutaj trochę się zawiodłam. Specyfik nawet w najmniejszym stopniu nie zmniejszył wypadania, a więc dalej borykam się z utratą włosów.
Mimo wszystko jednak spodziewałam się bardziej spektakularnych efektów i do wcierki raczej już nie wrócę. Myślę teraz nad aktywatorem wzrostu z Babuszki Agafii lub maską drożdżową.
A co u Was najlepiej wpływa na porost włosów i zmniejszenie wypadania?? :)