Strony

Hybryda - Color Vishine nr 124 sweet pink, Color Vishine nr 1579 powder pink, Bling nr G04 gray

Pastelove




Tak jak w mojej ostatniej stylizacji paznokci tak samo i tym razem królował będzie róż :). Na pazurkach mojej siostry wykonałam pastelowy i bardzo subtelny mani. Kolory są zgaszone, stonowane i zarazem bardzo dziewczęce. 

Postawiłam znowu na lakier Color Vishine nr 124, czyli chłodny i pastelowy róż. Drugą różową barwą jest także lakier tej samej firmy o numerze 1579, który porównałabym do brudnego, przygaszonego różu. Możecie go podziwiać na paznokciach małych palców. Z lakierami Color Vishine pracuje się niezwykle łatwo, są odpowiedniej gęstości, a przy odrobinie uwagi i wprawy unikniemy rozlania na skórki. Niestety bardzo kiepsko kryją, bo dopiero po 4 warstwach osiągnęłam zadowalający efekt. Ponadto muszę wspomnieć o trwałości, która jest kiepska, bo po niecałych dwóch tygodniach da się zaobserwować podnoszenie się lakieru przy skórkach.




Szarość to Bling, który pomimo świetnego krycia (na upartego dwie warstwy by wystarczyły) chyba pomarszczył się na płytce (?!). Przy ostatniej (3) warstwie zauważyłyśmy coś niepokojącego, co zdarzyło mi się po raz pierwszy, a mianowicie jakby lakier odrobinę się zmarszczył. Na szczęście naklejka minimalnie przykryła szkodę, a po pociągnięciu topem defekt był już całkiem niezauważalny. Kolor to nr G04, czyli piękna, trochę wpadająca w odcienie niebieskiego barwa. Na kciukach narysowałam serduszka ze wspomnianych już kolorów. Użyłam bazy i topu z Semilaca. 







Jak Wam się podoba?? :) Lubicie takie pastelowe pazurki? :)


Czytaj dalej

Zestaw do szybkiej regeneracji stóp ? - Delia Good Foot Podology

Zestaw ratunkowy ! 




Jakiś czas temu trafiła do mnie paczuszka z kosmetykami do stóp od Delia. Powiem szczerze, że dotarła w idealnym momencie ! Przez nieustające sierpniowe upały mam ogromny problem z puchnięciem stóp :(... Także gdy tylko otworzyłam paczkę od razu ochoczo zabrałam się za testowanie i dzisiaj zaprezentuję Wam mój zestaw ratunkowy !

Z całej paczki najbardziej przypadły mi do gustu trzy produkty. Kuleczki, czyli kąpiel perełkowa z mocznikiem (nr 1.0), peeling do stóp (nr 2.0) i krem pianka (nr 3.0). Zabiegi opierające się na tych produktach wykonywałam 2-3 razu w tygodniu i jak się okazało z pozytywnym efektem.




Krok nr 1

A teraz po kolei. Wieczorne SPA zaczynałam zawsze od wymoczenia stóp w chłodnej wodzie z perełkami. Co prawda na opakowaniu kąpieli perełkowej pisze, że woda powinna być ciepła, ale z racji upałów i moich opuchnięć wolałam zastosować chłodną wodę, która choć w minimalnym stopniu była w stanie przynieść mi ulgę. Stopy moczyłam przeważnie 20-30 minut. Zapach perełek jest cudowny :) porównałabym go do morskiej bryzy.




Opis produktu: 

Intensywnie zmiękcza zrogowaciałą skórę za sprawą wysokiego stężenia mocznika. Ułatwia usuwanie martwego naskórka - po kąpieli stóp martwa, gruba i zrogowaciała tkanka jest łatwa do usunięcia. Relaksuje i przygotowuje do dalszej pielęgnacji - dokładnie oczyszczone stopy są bardziej podatne na przyjęcie składników aktywnych.




Kiedy stosować? Gdy zauważysz, że na Twoich stopach pojawiły się odciski, modzele, nagniotki i zrogowacenia. Kiedy skóra Twoich stóp jest bardzo sucha i popękana. Zawsze kiedy Twoje stopy wymagają relaksu. Jak stosować? Płaską nakrętkę soli wsypać do 3-4 litrów ciepłej wody. Moczyć stopy przez 5-10 minut, następnie osuszyć stopy. Jak często stosować? 2-3 razy w tygodniu przy bardzo suchej skórze stóp i popękanych piętach. 1 raz w tygodniu jako regularny zabieg pielęgnacyjny.




Krok nr 2

Następnie lekko osuszałam stopy i przystępowałam do wykonania dokładnego peelingu. Produkt do tego zadania ma grube drobinki, ale niezbyt ostre, więc na pewno nie zrobimy sobie nim krzywdy. Na każdą ze stóp poświęcałam około 5 minut masowania po czym spłukiwałam produkt. Peeling ma przepiękny zapach mięty zatem cały zabieg przebiegał bardzo przyjemnie :).




Opis produktu: 

Skutecznie usuwa zrogowaciały naskórek - przez masaż złuszczającymi naturalnymi drobinkami z pestek moreli, łupin orzecha włoskiego i migdałowca. Wygładza i zmiękcza - dzięki zawartości allantoiny i gliceryny. Nawilża i odżywia - masło Shea i witamina E. Odświeża i relaksuje - ekstrakt z dzikiej wodnej mięty.




Jak stosować? Po każdej kąpieli stóp i przed zabiegiem pedicure. W przypadku zrogowaciałych pięt, suchych i bardzo suchych stóp. Gdy zauważysz, że Twoje stopy tracą gładkość i widać zrogowacenia. Stosować: 2-3 razy w tygodniu przy zrogowaciałej, suchej i zniszczonej skórze. 1 raz w tygodniu dla zapewnienia dobrej kondycji stóp i zapobiegania powstawaniu zmian. Wycisnąć niewielką ilość preparatu i nałożyć na czyste stopy. Masować przez 2-3 minuty. Następnie spłukać ciepłą wodą.




Krok nr 3

Ostatnim krokiem było nałożenie pianki. Trzeba uważać podczas aplikacji, bo rozpylacz ma ogromny rozbryzg, więc za pierwszym razem musiałam jeszcze wycierać podłogę ;). Pianka ma faktycznie kremową konsystencję i bardzo miło się go używa. Wygładza naskórek i pozostawia skórę mocno nawilżoną i elastyczna.


Opis produktu: 

Nawilża - dzięki połączeniu głęboko nawilżających składników aktywnych: mocznika, gliceryny i betainy. Pokrywa delikatną warstwą ochronną - utworzy ją skwalan, który zapobiega utracie wilgoci. Odświeża i koi - ekstrakt z aloesu i d-panthenol.




Kiedy stosować? Po każdej kąpieli stóp lub peelingu, jako kontynuacja zabiegów pielęgnacyjnych. Gdy zauważysz, że stopy tracą gładkość i stają się suche. Jak często stosować? Codziennie, aby nawilżyć stopy i poprawić odczuwalny komfort, a także utrzymać dobrą kondycję skóry. Jak stosować? Niewielką ilość kremu wmasować w czyste i suche stopy aż do wchłonięcia.


Efekty

Po niecałym miesiącu stosowania zauważyłam, że stopy są znacznie lepiej nawilżane, gładkie, miękkie, odżywione, odświeżone i zrelaksowane. Ponadto skóra w końcu doznała ukojenia i stała się bardziej elastyczna. Zrogowacenia przestały mnie dotyczyć. Z opuchlizną nadal walczę, ale to już kwestia zdrowotna.





Pozostały mi do przetestowania jeszcze dwa powyższe produkty ;) chyba, że macie chęć zawalczyć o nie w konkursie ;) jeśli tak to dawajcie znać! Jak znajdą się chętni to z pewnością coś wymyślę ;)


Czytaj dalej

Czy kremy bb są wciąż na topie? - BB Cream Fair Lily Lolo

Blady krem BB od Lily Lolo - czy warto?




Kiedyś byłam wielką fanką kremów bb i ciągle testowałam nowe marki, aby w końcu przekonać się, że krem bb stworzony dla mojej cery po prostu nie istnieje. Nastał więc czas kiedy takie specyfiki stały się dla mnie zupełnie obojętne. Jednak przeglądając asortyment Costasy i głównie skupiając się na kosmetykach Lily Lolo trafiłam właśnie na taki krem. Poczytałam trochę opinii na jego temat i uległam. Tak oto znalazł się w moim posiadaniu i dzisiaj dowiecie się, czy poradził sobie z moją mieszaną cerą ze skłonnością do świecenia się w strefie T.


Opis produktu:

Krem BB o lekkiej formule, w skład którego wchodzą odżywcze składniki o właściwościach przeciwstarzeniowych i nawilżających oraz mineralne pigmenty zapewniające wyrównanie kolorytu cery. Użyty jako podkład daje lekkie krycie i efekt zdrowej, promiennej cery. Świetnie sprawdza się także jako baza pod podkład mineralny.





- Bez silikonów
- Efekt ujędrnienia i działanie przeciwstarzeniowe
- Zawiera składniki nawilżające tj. hialuronian sodu, ekologiczny aloes oraz olejek jojoba
- Delikatne krycie oraz rozświetlenie
- Naturalne antyoksydanty oraz ochrona przeciwbakteryjna
- Odpowiedni dla wegan
- 40 ml



Skład:

AQUA (woda), CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE (emolient pochodzenia naturalnego - nawilża, zmiękcza, wygładza, nadaje poślizg), GLYCERIN (gliceryna - nawilża), COCO-CAPRYLATE (składnik pochodzenia roślinnego - natłuszcza, nawilża, całkowicie bezpieczny), CETEARYL OLIVATE (naturalny emulgator - nawilża, hipoalergiczny), SORBITAN OLIVATE (substancja myjąca, natłuszczająca, nawilżająca, emulgator), SIMMONDSIA CHINENSIS (JOJOBA) SEED OIL (olej jojoba - odbudowuje, nawilża, natłuszcza, uelastycznia, zagęszcza), TRITICUM VULGARE (WHEAT) GERM OIL (olej z kiełków pszenicy - natłuszcza, chroni, nawilża, ujędrnia, zmiękcza, wygładza, uelastycznia), PRUNUS AMYGDALUS DULCIS (SWEET ALMOND) OIL (olej ze słodkich migdałów - odżywia, odmładza, natłuszcza, nawilża), ARGANIA SPINOSA (ARGAN) KERNEL OIL (olej arganowy - wzmacnia, regeneruje, nawilża), STEARIC ACID (nośnik substancji aktywnych, emulgator, pochodzenie naturalne), CETYL ALCOHOL (emolient - nawilża, może zapychać pory), GLYCERYL STEARATE (emolient pochodzenia naturalnego - natłuszcza, wygładza, zmiękcza), BORON NITRIDE (pochłania sebum, matowi skórę, zwiększa poślizg), BENZYL ALCOHOL (rozpuszczalnik, zapach), PARFUM (zapach), 





SODIUM BENZOATE (konserwant), POTASSIUM SORBATE (konserwant), TOCOPHEROL (witamina E - antyoksydant, nawilża, wzmacnia barierę naskórka, działa przeciwtrądzikowo), ALOE BARBADENSIS LEAF JUICE POWDER (proszek z liści aloesu - nawilża, regeneruje, pielęgnuje), LEPTOSPERMUM SCOPARIUM (MANUKA) OIL (olej manuka - działa antybakteryjnie, przeciwgrzybiczo i przeciwzapalnie), PUNICA GRANATUM (POMEGRANATE) SEED OIL (olej z pestek granatu - działa przeciwzapalnie, przeciwtrądzikowo, odmładza, wygładza, regeneruje), DEHYDROACETIC ACID (konserwant, dozwolony w produktach eko), HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL (olej z nasion słonecznika - wygładza, regeneruje, działa przeciwzapalnie i antyoksydacyjnie), SODIUM HYALURONATE (pochodna kwasy hialuronowego - mocno nawilża, zmiękcza, wygładza), LIMONENE (zapach), LINALOOL (zapach), BENZYL BENZOATE (zapach), BENZYL SALICYLATE (zapach), CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE) (naturalny minerał, biały pigment, filtr UV, rozjaśnia), CI 77491 (IRON OXIDE) (naturalny czerwono-brązowy barwnik), CI 77492 (IRON OXIDE) (syntetyczny czerwony pigment), CI 77499 (IRON OXIDE) (czarny barwnik - nawilża, regeneruje)


Cena: ok. 75,50 zł za 40 ml w sklepie Costasy


Opakowanie i konsystencja:




Krem mieści sie w białej tubce z pompką o pojemności 40 ml, która z kolei zamknięta jest w tekturowym kartoniku. Pompka działa sprawnie i uwalnia odpowiednią ilość produktu do jednorazowego użycia. Wybrałam kolor Fair, który jest bardzo jasny, ale po rozprowadzaniu stapia się ze skórą i daje bardzo delikatne krycie. Konsystencja jest lekko gęsta, więc nic nie spływa podczas aplikacji.


Moja opinia:

Krem nakładam po uprzednim umyciu twarzy żelem i przetarciu tonikiem. Aplikacja jest bardzo prosta, nic się nie roluje i nie wałkuje. Podejrzewam, że niektórym może przeszkadzać zapach produktu, który jest mocny i mi osobiście przypomina sianko (?). Ale bez obaw, woń szybko ulatnia się i jest niewyczuwalna.





Krem stapia się ze skórą i delikatnie ujednolica jej kolor. Twarz po nałożeniu jest promienna, nawilżona, odżywiona i wygładzona. Osoby borykające się z tłustą cerą powinny go sobie odpuścić, bo pozostawia skórę lekko błyszczącą.





Moje największe obawy, co do tego kremu krążyły głównie wokół tego, czy jest w stanie zachować mat. Powiem szczerze, że i tak i nie. Jeśli krem jest niczym nieutrwalony raczej nie mamy co liczyć, że buzia będzie matowa na dłużej. Jednak gdy go lekko przypudrujemy podkładem mineralnym Lily Lolo i wykonamy makijaż jak zwykle to z pewnością możemy się cieszyć nieskazitelną, matową skórą przez 3-4 h.





Nie musimy martwić się, że makijaż szybko się upłynni. Ponadto podkład nie wnika w zmarszczki i nie uwydatnia ich. Jest lekki i stanowi świetną bazę pod podkład mineralny. Nie obciąża skóry, która może swobodnie oddychać. Nie sprzyja powstawaniu zaskórników, ani innych niespodzianek. Nie podrażnia.


Myślę, że to świetna opcja na lato, kiedy nie mamy zbyt wiele czasu, a chcemy wyglądać świeżo i naturalnie ;)


Czytaj dalej

Moja mała kolekcja pędzli Jungle od Donegal - makijażowy niezbędnik

Na tropie idealnego pędzla !





Moi stali obserwatorzy z Instagrama zapewne już widzieli kolekcję pędzli Jungle od Donegal, która w ostatnim czasie do mnie trafiła :). Dzisiaj postaram się pokazać Wam je z bliska i co nieco o nich opowiedzieć ;) zapraszam!





Pędzel do pudru



Zacznę od klasycznego pędzelka do pudru, który zdecydowanie najbardziej przypadł mi do gustu. Pędzel wykonany jest z włosia syntetycznego, a jego długość całkowita to 16 cm. Włosie jest delikatne, miękkie, zaokrąglone i lekko spłaszczone. Trzonek jest poręczny i solidny.




Ten pędzel używam do nakładania pudru sypkiego, bądź w kamieniu. Rozprowadza produkt dokładnie tylko lekko przy tym pyląc. Nie mam problemu z dotarciem do ciężej dostępnych miejsc takich jak płatki nosa. Pozostawia skórę aksamitną i wygładzona. Bardzo wygodnie się nim pracuje, a efekt końcowy mnie zadowala ;).


Pędzel Flat Top do podkładu



Pędzel przeznaczony jest do nakładania podkładów płynnych i kremowych. Powiem szczerze, że nie testowałam go w takiej formie. Przywykłam do nakładania podkładów płynnych palcami, więc postanowiłam znaleźć dla niego inne przeznaczenie. Nie trwało to długo, bo po kilku próbach uzmysłowiłam sobie, że nadaje się świetnie do nakładania bronzera. Jest bardzo precyzyjny. Włosie jest sztywne, zbite, średnio twarde i ścięte pod kątem. Długość pędzla to 15 cm.




Tak jak wspomniałam wyżej pędzel znakomicie radzi sobie z precyzyjnym rozprowadzeniem bronzera. Pozwala na budowanie krycia i co bardzo ważne - nie gubi włosia. Można kontrolować nie tylko ilość nakładanego produktu, ale także grubość i kontur preferowanej smugi.


Pędzel do blendowania cieni do powiek



Pędzelek wykonany jest także z syntetycznego włosia, a jego całkowita długość to 16 cm. Jest niezwykle mięciutki, puszysty, niezbyt gęsty, półokrągły i lekko rozchylony ku górze.




Pędzelek używam zgodnie z przeznaczeniem do blendowania cieni. Włosie niezwykle miło muska powiekę, zatem nie ma mowy o jakimkolwiek podrażnieniu. Pędzel delikatnie rozciera cienie i pozwala na budowanie krycia.


Pędzel do konturowania brwi i eyelinera



Pędzel ma bardzo krótkie, zbite i ścięte pod kątem włosie. Długość całkowita to 14 cm. Jest średnio twardy i bardzo precyzyjny.




Upodobałam sobie ten pędzel do aplikacji cieni. Szczególnie do perfekcyjnego rozprowadzania cieni po zewnętrznej części oka. Można nim bardzo dokładnie narysować kreskę wzdłuż linii rzęs. Jest to mój pierwszy pędzel do tego zadania i sprawdza się na prawdę świetnie.




Trzonki są solidne, a włosie dobrej jakości. Pędzle wizualnie wyglądają bardzo dobrze, a efekt ombre zarówno na włosiu jak i trzonku przyciąga uwagę. Cały zestaw bardzo przypadł mi do gustu i wykorzystuje go do codziennego makijażu :).


Czytaj dalej

Drugi krok do zrównoważonej skóry głowy - Żel do przetłuszczającej się skóry głowy Elgon Rebalancing Pre-Treatment

Co z tym przetłuszczaniem ?

 



Opis produktu: 

Żel przeznaczony do skóry głowy przetłuszczającej się, stosowany przed szamponem dodatkowo likwiduje uczucie tłustości i obciążenia włosów. Zawiera naturalne składniki w postaci: kwasu mlekowego, pantenolu, witaminy E, cynamonu, imbiru, ekstraktu z korzenia krwawnika, oleju z róży piżmowej, oleju z kiełków ryżu, oleju makadamia, oleju jojoba, ekstraktu z oczaru wirginijskiego, olejku z pestek moreli, olejku z owoców oliwki europejskiej. Przywraca odpowiednie pH skórze oraz równowagę biologiczną.





Skład: 

Aqua (woda), Propylene Glycol (glikol propylenowy - nawilża, nośnik substancji aktywnych), Peg-40 Hydrogenated Castor Oil (pochodna oleju rycynowego, oczyszcza, nośnik substancji aktywnych), Butylene Glycol (rozpuszczalnik, nawilża), Polyquaternium-10 (zmniejsza elektryzowani i puszenie, ułatwia rozczesywanie), Panthenol (prowitamina B5 - nawilża, łagodzi podrażnienia), Hydroxyethylcellulose (zagęstnik), Phenoxyethanol (konserwant), Imidazolidinyl Urea (konserwant, może uczulać), Parfum (zapach), Sodium Benzoate (konserwant), Lactic Acid (kwas mlekowy - nawilża, przyspiesza porost włosów, reguluje pH), Potassium Sorbate (konserwant), Sodium Chloride (substancja polerująca, ścierająca, zagęszcza, może podrażniać), Tocopheryl Acetate (antyoksydant, stosowany zamiast witaminy E), Keratin Amino Acids (aminokwasy keratynowe - wzmacnia, nawilża, uelastycznia, wygładza, zapobiega elektryzowaniu), Tetrasodium Edta (konserwant), Linalool (zapach), Hexyl Cinnamal (zapach), Benzyl Alcohol (rozpuszczalnik, zapach, konserwant), Cinnamomum Cassia Bark Extract (kora cynamonowca kasja - rozgrzewa, dezynfekuje, działa przeciwwirusowo, antybakteryjnie, przeciwgrzybiczo, przeciwbólowo, zapach), 




Zingiber Officinale Root Extract (ekstrakt z korzenia imbiru - rozgrzewa, zmniejsza łojotok, działa przeciwwirusowo, antybakteryjnie, zapobiega wypadaniu włosów, łupieżowi), Sanguisorba Officinalis Root Extract (wyciąg z korzenia krwiściągu lekarskiego - koi, regeneruje, przyspiesza gojenie), Rosa Moschata Seed Oil (olej z nasion róży rdzawej - pielęgnuje, natłuszcza, odżywia), Oryza Sativa Bran Oil (olej ryżowy - nawilża, oczyszcza, regeneruje, filtr UV), Olea Europaea Fruit Oil (oliwa z oliwek - odżywia, wzmacnia, nawilża, regeneruje), Triticum Vulgare Germ Oil (olej z kiełków pszenicy - działa ochronnie, natłuszczająco, zmiękcza, ujędrnia, wygładza, uelastycznia), Macadamia Integrifolia Seed Oil (olej makadamia - odżywia, nawilża, kondycjonuje), Prunus Persica Kernel Oil (olej z pestek brzoskwini - oczyszcza, wygładza, regeneruje, nawilża), Simmondsia Chinensis Oil (olej jojoba - odbudowuje, nawilża, natłuszcza, uelastycznia), Methylisothiazolinone (konserwant), Hamamelis Virginiana Extract Leaf (wyciąg z liści oczaru wirginijskiego - wzmacnia, działa antybakteryjnie), Aphanizomenon Flos Aquae Extract (wyciąg z błękitnej algi - nawilża, działa ochronnie). 


Cena: 38 zł za 200 ml na stronie Centrum Zdrowego Włosa


Opakowanie i konsystencja:



Żel mieści się w białej tubce zamykanej na zatrzask o pojemności 200 ml. Konsystencja produktu jest żelowa, odpowiednio gęsta i przezroczysta o lekko żółtym zabarwieniu.


Moja opinia:

Zacznę od wyjaśnienia Wam jak tak na prawdę ma się moja skóra głowy. Przeważnie jest bezproblemowa, ale bywa kapryśna. Szczególnie teraz kiedy szalejące hormony ciążowe mocno dają mi się we znaki skutkując bardzo szybkim przetłuszczaniem u nasady. Na szczęście mam już jednego sprzymierzeńca, który jest w stanie nieco opóźnić ten proces i jest nim szampon, o którym pisałam TU. Ponadto zdarza mi się także podrażnienie skóry głowy objawiające się swędzeniem (zazwyczaj powodowane jest zbyt częstym używaniem szamponów z SLSem) i niestety także łupież. Czy dzisiejszy bohater poradził sobie choć z częścią tych problemów ?  Zaraz się dowiecie ;).




Żel stosuje średnio 3 razy w tygodniu. Rozprowadzam produkt na suchej skórze głowy palcami wykonując przy tym delikatny masaż, który jest bardzo przyjemny, bo zapach żelu jest wprost cudowny ! Włosy w tym momencie wyglądają na bardzo tłuste. Po upływie 10-15 minut spłukuje żel i myje skórę głowy szamponem Mineral Treatment. Na długość nakładam odżywkę.




Po miesiącu regularnego stosowania mogę z całą pewnością powiedzieć, że skóra głowy jest znacznie mniej podatna na podrażnienia. Myślę, że to za sprawą nie tylko żelu, ale także szamponu, który jest bardzo łagodny. Zauważyłam również, że łupież pojawia się rzadziej i tylko w niektórych miejscach, a nie jak dawniej praktycznie na całej skórze głowy.

Po użyciu włosy u nasady są dobrze oczyszczone, śliskie, bardzo miękkie, odbite i nieobciążone. Żel nie przyspiesza przetłuszczania skóry głowy i nawet na drugi dzień od mycia włosy wyglądają bardzo przyzwoicie. Zerknijcie na zdjęcie poniżej.


Włosy na drugi dzień od mycia


Co do składu... jestem mocno zawiedziona, bo większość drogocennych substancji pojawia się dopiero pod koniec. Mimo wszystko jednak żel działa jak należy. Nie podrażnia, ani nie uczula wrażliwej skóry głowy.




Dawniej byłam wręcz pewna, że kluczem do spowolnienia przetłuszczania jest systematyczne oczyszczanie skóry głowy silnymi detergentami. Zapewne tkwiłabym w tym błędzie do dziś, gdyby nie ten zestaw powyżej. Łagodny szampon i żel do skóry głowy doprowadziły do takiego momentu w mojej pielęgnacji, że jestem na prawdę usatysfakcjonowana z czasu jaki zyskałam na przyjemności, a nie codzienne mycie włosów :)


Ktoś z Was testował ten żel ? :) a może macie swoje sprawdzone sposoby na walkę z przetłuszczaniem?? ;)


Czytaj dalej

Jak uzyskać różowy blond w domu ? - Różowa, fioletowa i srebrna płukanka Delia Cameleo

Odrobina wakacyjnego szaleństwa !




Myślę, że każda blondynka choć raz pomyślała o różowym blondzie, który do niedawna był osiągalny tylko przez farby. Ja także należę do grona tych marzycielek i dzisiaj zaprezentuję Wam sposób na osiągnięcie wymarzonego różowego blondu, ale bez użycia farby !

Zapewne zwróciłyście uwagę na płukanki Delia Cameleo, które obiegły już blogosferę ;) tak, tak, to o nich będzie dzisiaj mowa. Stałam się szczęśliwą posiadaczką trzech z nich. Różowa wprost od pierwszego użycia stała się moją ulubioną pomimo pierwszego szoku, który wywołała i kilku wpadek :D ale po kolei. 





Srebrną miałam już kiedyś okazję stosować i dzięki niej znalazłam idealny dla mnie sposób na ochłodzenie blondu. O tym eksperymencie przeczytacie TUDo fioletowej nie byłam przekonana i czekałam z pierwszym użyciem dość długo, ale o tym za chwilę. 

Czas na różową ! Zaczęłam od umycia włosów jak zwykle szamponem i nałożeniu odżywki. Spłukałam wszystko i odcisnęłam włosy z wody. I w tym momencie zaczęły się schody :D nie, nie myślcie sobie, że zapomniałam naszykować miskę ! Miskę miałam pod ręką. Niestety z roztargnienia i wszem kapiącej wody, spływającej mi z włosów wprost do oczu trochę było mi ciężko rozmieszać płukankę... niechcący zafarbowałam nie tylko dłonie i wannę, ale także pralkę :o ! Gdy w końcu udało mi się rozrobić łyżkę płukanki w dwóch litrach wody zamoczyłam w niej włosy.





Ku mojemu zaskoczeniu włosy chwyciły dosłownie w sekundę i byłam lekko przerażona! Zdawałam sobie sprawę, że efekt będzie widoczny, ale nie spodziewałam się, że aż tak :D.

Poniżej możecie zobaczyć moje różowe włosy :). Po pierwszym szoku róż tak mi się spodobał, że przy kolejnym myciu powtórzyłam eksperyment. Jednak zamiast zrobić standardową płukankę postanowiłam dodać specyfik do maski Kallos Omega i po umyciu włosów nałożyłam różową papkę na 5 minut po czym spłukałam. 









Kolor złapał równo i trzymał się na prawdę długo. Całkowite spłukanie różu nastąpiło po 6 myciach, ale zaznaczę, że szamponem myje tylko skórę głowy, a długość włosów odżywką lub maską. Podejrzewam, że gdybym myła długość włosów szamponem kolor wypłukałby się znacznie szybciej. Dodam, że spłukiwał się równomiernie i codziennie mogłam cieszyć się innym odcieniem różu ;)





Z kolei płukanka fioletowa, tak jak wspomniałam na początku, czekała na swoją kolej dość długo. Postanowiłam nie bawić się w tradycyjne płukanie i oszczędzić sobie sprzątania całej łazienki. Rozmieszałam łyżkę płukanki z maską do włosów i taką mieszankę nałożyłam na umyte wcześniej włosy na 5 minut. Po czym spłukałam. Płukanka delikatnie zneutralizowała żółte refleksy, ale nie było to aż tak widoczne. Dlatego chcę powtórzyć eksperyment i użyć więcej produktu. Jeśli wyjdzie z tego coś godnego uwagi to na pewno pokażę Wam na blogu :). 


Najbardziej do gustu przypadła mi różowa płukanka :) Co sądzicie? :)


Czytaj dalej