Strony

Piękne rzęsy za sprawą płynu micelarnego ? - Lirene DermoProgram Duo płyn micelarny z olejkiem rycynowym

Kilka słów o demakijażu



Jak widzicie zawartość tej wielkiej butli właśnie sięga dna, więc czas na recenzję! Dzisiaj na tapet biorę Duo płyn micelarny z olejkiem rycynowym od Lirene DermoProgram. Od kilku miesięcy w moje łaski powróciły płyny micelarne. Mój demakijaż do niedawna opierał się na rozpuszczaniu makijażu olejkiem i zmywaniu pozostałości żelem do twarzy. Jednak od jakiegoś czasu zauważyłam, że coś zapycha moją cerę i coraz częściej pojawiają mi się nie tylko wypryski, ale wręcz głębokie bomby, które nie sposób wyplewić. Tak więc stopniowo zaczęłam odstawiać olejki z mojej pielęgnacji. Pozbyłam się nie tylko tych do demakijażu, ale także tych, które nakładałam jako regenerację np na noc.




Z racji tego, że nigdy nie używałam mleczka do usuwania makijażu (no może jedynie w zamierzchłej przeszłości) to pobiegłam do pobliskiego Rossmanna i kupiłam pierwszy lepszy płyn micelarny, który będzie nadawał się do zmywania makijażu oczu. Moją uwagę przykuł właśnie ten duo płyn od Lirene. 

Produkt zamknięty jest w przezroczystej butli o pojemności aż 400 ml. Płyn posiada dwie fazy - wodną i olejową, które przed użyciem należy zmieszać poprzez wstrząśnięcie butelki.




Kosmetyk jest całkiem wydajny, bo dopiero sięgam dna, a stosuję go już kilka miesięcy (co najmniej 3). Zaznaczę jednak, że usuwam nim jedynie makijaż oczu. Dlaczego? Dlatego, że produkt zawiera olej rycynowy, a że postanowiłam ograniczyć jego użycie na twarzy to stosuje je jedynie do oczu. Zresztą takie jest też jego przeznaczenie. Producent zapewnia, że zawarty w płynie olej rycynowy poprawi kondycję rzęs.




Jeśli miałabym się odnieść właśnie do tej obietnicy to z mojego kilkumiesięcznego punktu widzenia mogę Was zapewnić, że w żaden nawet najmniejszy sposób nie poprawił jakości moich rzęs. Nie miałam jakichś wielkich złudzeń, co do tego, że płyn micelarny, który na skórze i rzęsach pozostaje jedynie przez maksymalnie minutę (bo potem zmywam twarz żelem) będzie w stanie zatrzymać ich wypadanie bądź je zagęścić.

Poza tym kosmetyk całkiem nieźle usuwa makijaż oczu. Świetnie radzi sobie z tuszem, czy cieniami, pigmentami i brokatem. Nie używam kosmetyków wodoodpornych, więc nie wiem, czy by sobie z nimi poradził.




Pozostawia skórę lepką i tłustą dlatego, gdy skończę już demakijaż oczu i twarzy (do zmywania twarzy stosuję inny płyn micelarny) używam żelu do twarzy, aby pozbyć się pozostałości.

Płyn nigdy mnie nie podrażnił, a był testowany w różnych warunkach. Nie zawsze mam czas na spokojny demakijaż. Czasem robię go w biegu z jedną nogą w wannie (...) i zdarza się, że produkt wpłynie mi do oka. Jednak nigdy nie czułam z tego powodu jakiegoś dyskomfortu. Nie zauważyłam zaczerwienienia ani pieczenia.




Moim zdaniem duo płyn micelarny od Lirene jest na prawdę fajny. Miło mi się go używa, choć cudów nie robi. To prosty kosmetyk, od którego oczekuje jedynie, by nie podrażniał oczu ani skóry wokół i w tym miejscu sprawdza się znakomicie. Znacie go ? Czekam na Wasze opinie !


Czytaj dalej

Powracacie do kosmetyków, które przy pierwszym użyciu Was zniechęciły ? - Alterra krem do rąk rokitnik bio i olej arganowy bio

Lekki niczym chmurka



Kremy do rąk to u mnie na blogu kategoria mocno lekceważona. Nie tylko z powodu ogromnej i łatwej dostępności, ale głównie z powodu tego, że ciężko mi znaleźć taki, który by sprostał moim wymaganiom. Jak wiecie (lub nie) sezon zimowy zawsze spędzam na ratowaniu swoich dłoni. Co bym z nimi nie robiła zwykle wyglądają jakbym dzień i noc pracowała w chłodni. Są suche, ściągnięte, podrażnione i niekiedy popękane, a więc bardzo wymagające. Dlatego jest niewiele kosmetyków drogeryjnych, które się u mnie sprawdzają. Dzisiaj jednak chce Wam pokazać krem do rąk, do którego musiałam się przekonać, bo po pierwszym użyciu chciałam go wyrzucić. Dlaczego ? O tym za moment :).




Krem zamknięty jest w tubce o pojemności 75 ml zamykanej na zatrzask. Konsystencja produktu nie jest zbyt gęsta o żółtym zabarwieniu.

Krem za pierwszym razem odrzucił mnie przez... zapach. Dawno nie wąchałam kosmetyku o tak brzydkiej woni. Porównałabym go do ziołowego syropu na kaszel... okropny... w tamtej chwili kiedy go użyłam po raz pierwszy nie miałam też większych problemów, ze skórą dłoni, więc nie zauważyłam jakiegokolwiek działania. Tak więc rzuciłam go w kąt i liczyłam, że po prostu zginie w otchłani moich zapasów... Ale jak pisałam w tym poście zaczęłam robić czystki w kosmetykach i tym sposobem dotarłam także do tego kremu.




Postawiłam go ponownie na półkę, aby mieć na widoku i sięgać po niego jak najczęściej. Zaczęłam go stosować regularnie i zauważyłam różnice!




Produkt fajnie sprawdza się przy częstym stosowaniu, czyli co najmniej kilka razy dziennie. Ja w ciągu dnia potrafię smarować dłonie kremem nawet 10 razy, a w szczególności po tym jak dłonie zmoczę. Skóra po zastosowaniu jest niezwykle sprężysta i elastyczna. Znika suchość i napięcie. Szybko się wchłania i pozostawia jedynie leciutką powłokę komfortu.




Kiedy skóra jest wyjątkowo mocno podrażniona i popękana często odczuwam pieczenie podczas aplikacji jakiegoś innego kremu. Przy produkcie Alterra tego problemu nie ma.




Jednak jeśli liczymy na mocną poprawę kondycji i regenerację skóry to nie uda się to przy użyciu tego kremu. On działa jedynie w chwili aplikacji nawilżając i uelastyczniając skórę i nic poza tym. Dlatego używam go w ciągu dnia, a na noc nakładam produkty mające na celu dogłębną regenerację (czyli te bardziej tłuste, które w ciągu dnia są niekomfortowe w noszeniu).




Krem nie ma wpływy długofalowego, ale doraźnie rodzi sobie świetnie i mogę go Wam polecić :)


Czytaj dalej

Moja pielęgnacja włosów - włosing - olejowanie jedwabnym olejkiem Ecolab

Odświeżam kategorię z pielęgnacją włosów



Dawno nie było nic włosowego, więc postanowiłam troszeczkę odświeżyć tę kategorię wpisów na moim blogu. Cztery miesiące temu ponownie skróciłam włosy, o czym Wam nie wspomniałam, wiec przy okazji pokaże Wam również mają aktualizację włosową.

Swoją pielęgnację zaczęłam od olejowania na sucho nowym produktem. Mowa o jedwabnym olejku (intensywne wzmocnienie i wzrost) marki Ecolab (bądź też Eo Lab lub Eco Laboratorie - znalazłam ten produkt pod różnymi nazwami i nie wiem, która jest poprawna), który w zapasach mam już jakiś czas, ale dopiero dzisiaj będzie miał swoją premierę.

Olej zemulgowałam po upływie 2 h maską Kamilla Wax Colour Care Laboratorium Pilomax do włosów farbowanych na blond (o której już szykuje oddzielny post). Niewtajemniczonym w "emulgowanie" polecam wpis o tym jak krok po kroku olejować włosy. Następnie spłukałam maskę i rozprowadziłam normalizujący szampon Tołpa do włosów tłustych (nowość dla mnie) tylko na skórze głowy. Spłukałam i ponownie rozprowadziłam maskę na włosach na długości od ucha w dół na odciśnięte z wody włosy i dokładnie wmasowałam. Spłukałam wszystko i pozostawiłam do wyschnięcia. Zdjęcia zrobiłam następnego dnia w świetle dziennym bez użycia lampy.




Nie da się nie zauważyć, że są suche na końcach. Walczę z tym od kiedy zaczął się sezon noszenia kurtek. Są trochę odgniecione po spaniu, ale nie zwracajmy na to uwagi. Zauważyłam, że po użyciu olejku są bardziej błyszczące i sprężyste oraz zdecydowanie bardziej miękkie.




Moja aktualna długość totalnie mnie nie satysfakcjonuje. Mniej więcej od razu po ostatnim strzyżeniu stwierdziłam, że popełniłam błąd. Długość włosów do ramion, która jest bardzo wygodna niestety znudziła mi się na tyle, że jestem na etapie zapuszczania. Chciałabym powrócić do długości sprzed moich skrajnych cięć np jak w tym poście.


Może ktoś z Was poleci wcierkę na szybszy porost i zahamowanie wypadania ? :)


Czytaj dalej

Czy wszystkie kremy bogate w oleje zapychają cerę? - Soraya Magia Olejków, Krem nawilżający do cery normalnej i mieszanej

Olejek arganowy i chia



Jak już tak ruszyłam z kopyta z postami w grudniu to chcę Wam dziś zaoferować moją recenzję dość niepozornego kremu do twarzy. Mowa o Soraya Magia Olejków (wersja nawilżająca do cery normalnej i mieszanej) zakupiłam go już wieki temu i gdzieś tam sobie leżał w zapasach, aż nastał moment czystek w moim życiu. Doszłam do minimalizmu... Tak Ja ! Wiem, wiem też się tego nie spodziewałam. Nawet nie wiem, czy to jeszcze jest modne (?). Po prostu są takie chwile w życiu matki, kiedy każdy cm kwadratowy górnej (najlepiej zamykanej) półki wart jest góry złota. A że moja dwulatka sięga już dość wysoko moja przestrzeń na kosmetyki ciągle się zmniejsza. I tak doszłam do wniosku, że najwyższy czas na czystki. Pierwsza zasada - nie kupuję nowych kosmetyków. Druga zasada - zużywam wszystko, co mam do zera. Posegregowałam moje zapasy według daty ważności i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że krem Soraya za chwilę straci ważność, więc szybciutko podmieniłam go z innym kremem, który aktualnie używałam.

Po tym przydługim wstępie przechodzę do meritum.




Krem mieści się w plastikowym białym słoiczku o pojemności 50 ml, który zamknięty jest w tekturowym kartoniku. Szata graficzna jest uboga, wręcz typowo aptekarska. Konsystencja kremu jest gęsta o białej barwie. Zapach subtelny i przyjemny.




Hasło "magia olejków" trochę mnie przerażało na tamtą chwilę. Kiedy około miesiąc tamu zaczęłam stosownie tego kremu borykałam się (i w zasadzie wciąż się borykam) z wypryskami niewiadomego pochodzenia. Bałam się, że oleje w składzie mogą bardziej zapchać moją cerę i skończy się to jakąś katastrofą. Dlatego byłam ostrożna, ale jak się okazało niepotrzebnie.




Krem stosuje 2 razy dziennie, rano po porannej toalecie i wieczorem po uprzednim demakijażu. Dzięki aksamitnej konsystencji produkt rozprowadza się bardzo przyjemnie. Nic się nie roluje nawet jeśli nałożę zbyt dużo. Kosmetyk nie wchłania się całkowicie, pozostawia na skórze delikatnie tłusty film. 




Buzia po użyciu kremu Soraya jest miękka, elastyczna, gładka, nawilżona i natłuszczona na odpowiednim poziomie. W dni kiedy moja cera jest podrażniona przez np czynniki zewnętrzne krem radzi sobie, ale jakoś wybitnie nie regeneruje skóry. 




Produkt nie posiada właściwości matujących, więc skóra w naturalny sposób jest nabłyszczona. Właściwość ta rzutuje także na utrzymywanie się podkładu. Dość szybko cera wyświeca się w strefie T i podkład w tych miejscach zdecydowanie szybciej schodzi z twarzy. 




Moja obawa dotycząca zapychania cery, na szczęście, się nie potwierdziła. Pomimo bogatego składu krem Soraya nie zapycha cery i nie sprzyja powstawaniu nowych wyprysków. Nie zauważyłam także, żeby mnie podrażniał, bądź uczulił. 


Proszę Was o polecenie jakiegoś fajnego kremu do cery problemowej skłonnej do wyprysków :)


Czytaj dalej

Czy produkt do wszystkiego może okazać się do niczego ? - Lirene physio-micelarny żel do oczyszczania twarzy z algą morską

Wielofunkcyjny, ale czy na pewno?





Witajcie po małej przerwie :) bardzo mi miło, że moja nieobecność nie była dla Was obojętna ! Dziękuję za wszystkie wiadomości i wsparcie :) :*. Dziś biorę na tapet (podobno) wielofunkcyjny żel do oczyszczania twarzy od Lirene. Swoją świetność miał już dawno temu, ale do mnie trafił stosunkowo niedawno i właśnie teraz chciałabym się z Wami popierdzielić swoimi spostrzeżeniami.  

Opis produktu:

Zespół Naukowców Laboratorium Naukowego Lirene zainspirowany ideą kompleksowego oczyszczania i pielęgnacji skóry stworzył innowacyjną Technologię Algae Pure, opartą na synergii działania składników oczyszczających oraz intensywnie pielęgnujących alg. Zapewnia ona działanie na kilku poziomach:

precyzyjny demakijaż i usunięcie wszelkich zanieczyszczeń, intensywne nawilżenie i wygładzenie, złagodzenie podrażnień i odświeżenie.





Micelarna formuła żelu, nie zawierająca mydła, umożliwia dogłębne oczyszczenie skóry. Morska alga, to unikalny składnik aktywny, pochodzący z Ameryki Północnej i charakteryzujący się wysoką zawartością witamin z grupy B i aminokwasów. Głęboko nawilża skórę. Wosk z mango odżywia i zmiękcza naskórek, przywracając komfort skórze. D-Pantenol łagodzi podrażnienia i wygładza


Cena: ok. 16 zł za 200 ml w Rossmann



Skład:

Aqua (Water) woda, Polysorbate 20 (detergent otrzymywany z oleju kokosowego - usuwa tłuszcz i nie podrażnia), Glycerin (gliceryna - nawilża), Methyl Gluceth-20 (pochodna glukozy pochodzenia roślinnego - nawilża, zmiękcza, wygładza), PEG-40 Hydrogenated Castor Oil (pochodna oleju rycynowego - usuwa zanieczyszczenia, nośnik substancji aktywnych), Betaine (Betaina czyli pochodna gliceryny - nawilża), PEG-70 Mango Glycerides (środek czyszczący - nawilża, nie jest niebezpieczny dla skóry), Hydroxyacetophenone (stabilizator), Panthenol (prowitamina B5 - nawilża, regeneruje, ułatwia gojenie), Hydroxyethylcellulose (zagęstnik), Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer (stabilizator - zwiększa lepkość), Cyclopentasiloxane (silikon - stanowi bazę kosmetyku, wyparowuje z miejsca aplikacji, nie wywołuje wyprysków, nie zatyka porów), 





Sodium Carbonate (soda - zmiękcza wodę, stosowana w kosmetykach myjących), Allantoin (alantoina - nawilża, ułatwia gojenie ran, działa ściągająco i przeciwzapalnie), Ethylhexylglycerin (łagodny humektant, naturalny konserwant), Cyclohexasiloxane (silikon - odzywia, wygładza, zmiękcza, wypełnia drobne zmarszczki, wyparowuje, nie zapycha porów), Disodium EDTA (regulator lepkości, zwiększa trwałość), Hydrogenated Starch Hydrolysate (syrop kukurydziany - nawilża, zmiękcza, wzmacnia, działa ochronnie), Aphanizomenon Flos-aquae Extract (ekstrakt z błękitnej algi - głęboko nawilża), Phenoxyethanol (konserwant), Potassium Sorbate (konserwant), Parfum (Fragrance) zapach.


Opakowanie i konsystencja:

Żel zamknięty jest w plastikowej, błękitnej, lekko przezroczystej butelce z pompką o pojemności 200 ml. Żel jest bezbarwny o lekkim zapachu.


Moja opinia:

Żel totalnie nie przypadł mi do gustu. Stosowałam go przeważnie zgodnie z pierwszym sposobem jego przeznaczenia, czyli do użytku z wodą. Pierwsze co mu zarzucam to fakt, że się nie pieni. Nie lubię pocierać twarzy samą wodą, a takie właśnie mam odczucia przy użyciu tego żelu. Produkt daje niewielki poślizg, ale jednak to nie to samo, co piana.






Kolejna sprawa to niewystarczające domywanie. Przy porannej toalecie tego nie zauważyłam, ale przy wieczornej po uprzednim demakijażu twarzy już tak. Najpierw zaczynam od zmycia makijażu olejkiem, który go rozpuszcza i upłynnia. Potem pozostałości zmywam żelem. Następnie przecieram twarz tonikiem. Ku mojemu zdziwieniu na waciku z tonikiem znalazłam sporą ilość niedomytego podkładu :o ... trochę mnie to zdziwiło, bo każdy poprzedni żel zmywał go na dobrym poziomie i wacik z tonikiem był praktycznie czysty.

Tylko raz użyłam go w formie żelu micelarnego do zmycia makijażu i byłam niezadowolona. Produkt nie oczyścił dostatecznie twarzy, a po zastosowaniu skóra była mocno lepka. Zmuszona byłam opłukać twarz wodą, choć na opakowaniu pisze, żeby produktu już nie spłukiwać.





Zapach też nie należy to najprzyjemniejszych. Niby orzeźwiający, ale jednak coś mi w nim nie pasuje.

Do plusów mogę zaliczyć jego delikatność. Cera po użyciu nigdy nie była podrażniona. Nie doznałam uczulenia ani zaczerwienienia. Zatem dla cery wrażliwej powinien być odpowiedni. Ponadto całkiem nieźle nawilża skórę.

Niestety ja potrzebuje zdecydowanie mocniejszego oczyszczenia i ten żel nie jest dla mnie wystarczający.




Macie swoje spostrzeżenia na temat tego wynalazku? :)


Czytaj dalej

Kosmetyki z supermarketu - Żel-peeling do mycia twarzy Cien Food For Skin - wygładzenie z kokosem

Pielęgnacja skóry normalnej, mieszanej i tłustej



Dwa miesiące temu recenzowałam Wam żel do mycia twarzy Cien z Lidla, ten zielony przeznaczony do cery wrażliwej i suchej. Wszystkie szczegóły przeczytacie tutaj. Dzisiaj przedstawię Wam moją opinię na temat żelu z tej samej serii Food For Skin tym razem przeznaczonego do cery normalnej, mieszanej i tłustej.




Kosmetyk mieści się w plastikowej tubie zamykanej na zatrzask o pojemności 150 ml. Produkt posiada subtelny zapach. Gdy otworzyłam opakowanie moim oczom ukazał się gęsty bezbarwny żel wypełniony mnóstwem drobinek ścierających.

Spotkałam się z opinią, że nie powinno się stosować produktów do mycia twarzy zawierających drobiny (ścierniwo) na co dzień. Jest dużo informacji na temat tego, że peelingi, nawet te łagodne, wykonywane codziennie niekorzystnie wpływają na stan skóry i jej wygląd. Ja z kolei jestem wielką zwolenniczką drobinek w żelach i na prawdę ciężko mi się z nimi rozstać. Używając produktów bez ścierniwa mam wrażenie, że niedostatecznie usuwają zanieczyszczenia.




Produkt aplikuje bezpośrednio na zwilżoną twarz codziennie rano i masuje kolistymi ruchami wytwarzając pianę. Po dokładnym rozprowadzeniu żelu niekiedy korzystam jeszcze ze szczotki typu Foreo Luna, aby wzmocnić efekt wygładzenia i pozbyć się suchych skórek. Ale i bez użycia szczoteczki produkt radzi sobie całkiem nieźle. Wieczorne oczyszczanie odbywa się analogicznie z tą różnicą, że przed nałożeniem żelu robię dokładny demakijaż.




Drobiny są średniej grubości i bardzo dobrze peelingują skórę pozostawiając ją gładką, śliską i dokładnie oczyszczoną. Na opakowaniu zawarta jest informacja, że drobinki pochodzą z łupiny kokosa.

Produkt świetnie złuszcza martwy naskórek i pozostawia uczucie świeżości. Wpływa na widoczność porów, ale w moim przypadku jedynie nieznacznie je zmniejszając. Produkt nie przyspiesza gojenia niedoskonałości i nie pomaga w ich usunięciu. Ponadto pojawiają się kolejne "bomby", więc nie wpływa również na zminimalizowanie ich występowania.




Jeśli chodzi o zachowanie matu i regulacje gruczołów łojowych to również jestem sceptycznie nastawiona. Owszem, żel oczyszcza skórę pozostawiając ją matową, ale buzia naturalne zaczyna się błyszczeć już po 2-3 h, czyli w moim przypadku to standardowy wynik.




Zużycie całego opakowania zajęło mi niecałe 2 miesiące, zatem wydajność jest średnia. Tą wersję w zielonym opakowaniu miałam, zdaje się, trochę dłużej. Wydaje mi się, że to też kwestia tych drobinek. Ja uwielbiam peelingi i złuszczanie skóry, więc nie żałuję sobie takich produktów.


Żel mnie nie podrażnił ani nie uczulił. Całkiem fajnie mi się go stosowało, ale nie jest produktem jedynym w swoim rodzaju, więc raczej do niego nie wrócę. Choć muszę przyznać, że w porównaniu do wersji zielonej wypadł znacznie lepiej.


Czytaj dalej

Błyszczyk do ust - Czy może konkurować z uwielbianą przez wszystkich matową pomadką ? - Revers Vivat Shine Liquid Lipstick nr 4 Seville

Metaliczny blask



Dzisiaj wpis w iście błyszczącym stylu ! Błyszczyki, a szczególnie te iskrzące, wspominam jako mój totalny niezbędnik w czasach gimnazjum 😁. Te kilkanaście lat temu był to zdecydowany hit i must have moich młodzieńczych lat. Czy błyszczyki przetrwały w mojej kosmetyczce do dziś ? Może Was zaskoczę, ale TAK ! Z tą różnicą, że dzisiaj sięgam głównie po produkty cieliste, w kolorze nude lub szkliste. Są idealnym dopełnieniem codziennego makijażu. Uważam, że to niezobowiązujące i dziewczęce wykończenie każdej stylizacji.




Błyszczyki iskrzące w moim mniemaniu odeszły do lamusa i omijam je szerokim łukiem. Jednak zdarza mi się zaszaleć na rzecz błyszczyków metalicznych. Są równie efektowne i urozmaicają prosty, stonowany makijaż. Zdecydowanie na polecenie zasługuje pomadka do ust w płynie marki Revers, czyli Vivat Shine Liquid Lipstick.




Gama kolorystyczna jest niezwykle bogata, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Mój odcień to numer 4, czyli Seville. Kolor to piękny róż z metalicznym wykończeniem. Barwa jest niezwykle efektowna utrzymana w ciepłej tonacji. Drobinki są mocno zmielone i jest ich tak dużo, że tworzą taflę odbijającą światło na różne barwy.




Produkt zamknięty jest w standardowym opakowaniu typowym dla błyszczyków o pojemności 5 ml. Ma fantastyczny zapach - bardzo słodki, który porównałabym do czekolady. Można ją zakupić TUTAJ za niecałe 15 zł. Po więcej informacji zapraszam na stronę Revers.




Pomadkę nakłada się bardzo wygodnie za pomocą aplikatora. Produkt jest gęsty i trzyma się wyrysowanych granic. Niestety skleja usta i samo noszenie bynajmniej dla mnie nie jest komfortowe. 




Utrzymuje się na prawdę długo i cały czas wygląda nienagannie. Nie wysusza się, nie kruszy. Jedynie minimalnie zbiera się od wewnętrznej strony ust. Trzeba mieć na uwadze, że może przechodzić na zęby. Posiada bardzo dobre krycie i to już przy pierwszej warstwie.


Czytaj dalej

Na jaki kolor stawiasz w jesiennych stylizacjach paznokci ? - Revers - lakier do paznokci Solar Gel (efekt lakieru hybrydowego) nr 41 oraz Solar Gel Top Coat

Barwa dojrzałej wiśni



Odkąd pamiętam jesienny manicure zawsze kojarzył mi się z intensywnymi barwami. W tym uroczym sezonie królują u mnie zwykle czerwienie, odcienie borda i śliwki. Ostatnio zupełnie nie mam czasu na hybrydę, więc zastępuję ją standardowymi lakierami. Dzisiaj pokaże Wam duet, którym stworzyłam ten piękny mani ze zdjęcia poniżej. Mowa o lakierze do paznokci Revers Solar Gel (efekt lakieru hybrydowego) w numerze 41 oraz produkcie utwardzającym i wydłużającym trwałość, czyli Solar Gel Top Coat.




Nawet zwykły mani zaczynam od przemycia płytki paznokcia cleanerem i tak też zrobiłam w tym przypadku. Na oczyszczoną płytkę nałożyłam (uwaga) jedną warstwę lakieru ! Widzicie ten poziom krycia ?! Sama byłam w szoku. W planie miałam nałożyć dwie warstwy, ale gdy zorientowałam się jak kryje pierwsza to zrezygnowałam z drugiej. Pokrywając paznokcie jedną warstwą oszczędzam czas, a to dla mnie bardzo ważne, bo jedyna rzecz której nie cierpię w zwykłym lakierach to czas kiedy wysychają. Przed hybrydami używałam nagminnie zwykłych lakierów i wypróbowałam na prawdę mnóstwo marek z czego maksymalnie dwie mogły poszczycić się w miarę szybkim procesem zasychania lakieru.




W przypadku bordowego lakieru od Revers czas utwardzenia jest nadzwyczaj krótki... Może Was to zdziwi, ale po pomalowaniu drugiej ręki ta pierwsza była już sucha. Myślę, że proces trwa maksymalnie 3-4 minuty.




Po zaschnięciu lakieru nałożyłam Top Coat. Produkt rozprowadza się poprawię, jednak trzeba zwrócić uwagę na ilość i szybkość aplikacji. Zdecydowanie lepiej nałożyć mniej produktu, ponieważ zbyt duża ilość zaczyna rozpuszczać lakier skutkiem czego powstają smugi i prześwity. Aby temu zapobiec top należy rozprowadzić w miarę szybko. Tym razem wysychanie paznokci trwa już znacznie dłużej. Trzeba uważać by nie odbić sobie niczego na płytce. Mniej więcej po około 10-15 minutach mani jest mocno utwardzony i trwały.




Producent obiecuje, że lakier pociągnięty topem powinien utrzymać się do 10 dni. Ja po tygodniu zmyłam lakier, bo końcówki były już mocno starte i paznokcie wyglądały nieestetycznie. Mimo wszystko wydaje mi się, że trwałość wypadła znacznie lepiej niż w przypadku innych standardowych lakierów. 


Czytaj dalej

Marka sportowa tworzy linię wód toaletowych - Fila Italia woda toaletowa dla kobiet

Stonowana kwiatowa woń



W ubiegłym miesiącu przedstawiłam Wam moją propozycję zapachu idealnego na jesień. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy lubią zbyt słodkie aromaty, dlatego dzisiaj zdecydowałam się napisać Wam kilka słów o wodzie toaletowej Fila Italia. Kategoria zapachowa jest zdecydowanie przeciwna i może dotrzeć do innych odbiorców.

Poza bogatym asortymentem odzieżowym i obuwniczym marka Fila posiada także linie wód toaletowych. O czym szczerze powiedziawszy do niedawna nie miałam pojęcia. Fila Italia aktualnie można zakupić w Drogerii Rossmann w promocji za jedyne 53,99 zł. Cena regularna to 79,00 zł. Promka trwa do połowy października także osoby zainteresowane muszą się spieszyć.




Zapach zamknięty jest w szklanym flakoniku o klasycznym dość masywnym kształcie (pojemność 100 ml). Flakon zapakowany jest w tekturowe pudełeczko utrzymane w kobiecych barwach. Atomizer działa sprawnie i rozpyla dużą chmurkę.

Wodę toaletową Fila Italia ze względu na dość mocne i intensywne nuty zdecydowanie utożsamiam z zapachem na wieczorne wyjście. Będzie idealnym dopełnieniem kobiecości, odwagi i determinacji. Z pewnością odnajdą się w nim kobiety pewne siebie, dojrzałe i energiczne.




Niestety nie mogłam odnaleźć pewnego źródła dotyczącego nut zapachowych. Dlatego zdając się na swój nos mogę jedynie nakreślić, co czuje. Zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się woń kwiatów, która absolutnie nie jest słodka. Ponadto wyczuwam zapach, który kojarzy mi się z piżmem, bo dodaje kompozycji takiego bardziej wyrazistego wymiaru.

Woda w chwili rozpylenia wydaje się przytłaczająca. W ciągu dnia delikatnie traci na intensywności i zyskuje nową lekko mydlaną woń, która dodaje świeżości i nieco łagodzi aromat.




Jak wiecie nie rozpylam perfum na skórze (z racji uczulenia). Na odzieży utrzymuje się bardzo długo. Czasem wyczuwam je nawet następnego dnia.

Woda toaletowa Fila Italia nie zyskała miana moich ulubionych zapachów wbrew pierwszym zachwytom. Mimo wszystko lepiej czuję się w słodkich, świeżych, lekkich i zwiewnych kompozycjach. Zbyt mocne aromaty na dłużej niestety nie są dla mnie.


Czytaj dalej