Strony

Najlepsza, dogłębna, a zarazem lekka pielęgnacja twarzy - Fitomed Esencja nawilżająca oraz olejek miejski

Mój różany duet w pielęgnacji cery mieszanej



Moja lista produktów typu serum do twarzy, esencja, czy olejek ciągle się powiększa. A ja wciąż nie jestem zadowolona w 100 procentach z tych, które miałam okazję używać. Dlatego też do zestawu od Fitomed podeszłam z rezerwą. Powiedzmy sobie wprost - nie spodziewałam się cudów. Jak się okazało byłam w ogromnym błędzie. Niech każdy dowie się że -  znalazłam najlepszą esencję i olejek do twarzy ! Zanim opowiem co i jak -  przedstawię Wam trochę informacji na temat dzisiejszych bohaterów.


Opis produktu:

Esencja nawilżająca do cery mieszanej róża domasceńska


Najważniejsze składniki: kwas hialuronowy, woda różana, wyciąg z owoców dzikiej róży, pantenol, kompleks polisacharydów o działaniu nawilżającym.
Działanie:
nawilża
- wygładza
- zwiększa zdolność naskórka do lepszego przyswojenia substancji odżywczych z kolejno nakładanych kosmetyków: olejków, kremów, maseczek
- daje uczucie satynowej skóry, świeżości, komfortu i relaksu
Więcej przeczytacie TU


Olejek miejski do cery mieszanej dzika róża



Najważniejsze składniki: nierafinowane oleje: z pestek maliny, ze słodkich migdałów, olej z pestek truskawki, olej z nasion dzikiej róży, witaminy E i C.

Działanie:

- odżywia,
- nawilża,
- chroni przed smogiem i w niewielkim zakresie przed promieniami UV (SPF = 2 w badaniach spektrofotometrycznych in vitro),
- stosowany razem z esencją „Róża damasceńska” Fitomed (esencja – jako prekosmetyk) działa wygładzająco i odmładzająco na naskórek (w badaniach aplikacyjnych potwierdziło skuteczność takiego zestawienia 86% testujących).

Więcej TU.


Skład esencji:

Aqua woda, Rosa Damascena Flower Water (woda różana - nawilża, działa lekko ściągająco, antybakteryjnie, przeciwzapalnie, łagodząco, ujędrnia, wygładza, odżywia), Glycerin (gliceryna - nawilża), Pantenol (prowitamina B5 - nawilża, koi podrażnienia, ułatwia penetrację wgłąb skóry), Rosa Canina Fruit Extract (ekstrakt z owoców dzikiej róży - chroni skórę przed działaniem wolnych rodników, łagodzi poparzenia słoneczne, poprawia jędrność i elastyczność skóry, redukuje drobne zmarszczki, nawilża, wygładza, rewitalizuje), Sodium Hialuronane (pochodna kwasu hialuronowego - intensywnie nawilża, zmiękcza, wygładza), Sodium Alginate (działa ochronnie i nawilżająco, zapobiega rozwarstwianiu), Pnenoxyethanol (konserwant, dozwolony w ograniczonym stężeniu), Hydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum (emulgator, stabilizator, działa nawilżająco), Caesalpinia Spinosa (działa nawilżająco), Ethylhexylglycerin (naturalny konserwant), C.I.16255 barwnik.


Skład olejku:

Rubus Idaeus (Raspberry) Seed Oil (olej z nasion malin - działa łagodząco, przeciwzapalnie, nawilża, zmiękcza, ujędrnia, zapobiega powstawaniu zaskórników, naturalny filtr przeciwsłoneczny), Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil (olej ze słodkich migdałów - odżywia, odmładza, odnawia, nawilża, natłuszcza, poprawia ukrwienie), Rosa Canina (Rosehip) Fruit Oil (olej różany - uelastycznia, regeneruje, zwalnia procesy starzenia, zmniejsza ilość zmarszczek, zmniejsza zbliznowacenia, ma działanie lekko ściągające), Tocoferyl Acetate (stosowany zamiast witaminy E - hamuje procesy starzenia), Ascorbyl Palmitate (witamina C - hamuje procesy starzenia, złuszcza, wygładza, stymuluje produkcję kolagenu, zmniejsza zaczerwienienia, działa przeciwzapalnie).


Cena: esencja 35 zł za 30 ml TUTAJ, olejek miejski 42 zł za 30 ml TUTAJ


Opakowanie i konsystencja:



Zarówno esencja jak i olejek mieszczą się w szklanych buteleczkach z pipetkami. Esencja w przezroczystej, a olejek w brązowej. Obie mają 30 ml pojemności. Serum ma lekką konsystencję galaretki i jest zabarwione na różowo. Olejek ma piękny żółty kolor i oleistą konsystencję.


Moja opinia:



Zacznę od zapachów, bo oba bardzo mnie ciekawiły z racji tego, że różana woń to jedna z moich ulubionych, lecz w kosmetykach zapach ten nie zawsze należy do najprzyjemniejszych. I tutaj pierwsze zaskoczenie - esencja pachnie niebiańsko. Dla mnie to bardzo subtelny zapach ogrodowych róż.

Olejek miejski ma już zupełnie inny zapach. Wyczuwam nutkę ziół i suszonych kwiatów 😃. Mi osobiście zapach przypadł do gustu.





Produkty Fitomed używam tylko raz dziennie - rano przed makijażem. Po uprzednim umyciu twarzy nakładam solidna kroplę esencji. Należy pospieszyć się z aplikacją, bo kosmetyk bardzo szybko się wchłania. Uważam, że jest to świetny produkt dla zabieganych, bo w sekundę po nałożeniu można już aplikować olejek lub nawet od razu przystąpić do robienia makijażu.

Buzia po zastosowaniu samej esencji jest wygładzona, jędrna, miękka, odprężona, nawilżona i sprężysta. Za sprawą natychmiastowego wchłonięcia się kosmetyku nie ma mowy o błyszczeniu się cery, która po użyciu jest aksamitna i satynowa.





Kolejnym krokiem jest nałożenie olejku miejskiego. Mi wystarcza dosłownie kropla. W przypadku, gdy nakładam olejek również na szyję wtedy używam nieco więcej. Olejek wklepuje w twarz, a ewentualny nadmiar usuwam przypadając chusteczkę higieniczna. W tym momencie buzia gotowa jest na wykonanie makijażu.

Muszę zaznaczyć, że oba produkty świetnie współgrają z podkładem płynnym i sypkim. Nawet mocno kryjący podkład wygląda bardzo naturalnie i nic się nie roluje. Jedynie trwałość nie jest imponująca, lecz natural look wszystko wynagradza :).

Uwielbiam efekt jaki dają te kosmetyki ! Za sprawą olejku cera jest promienna, nawilżona, odżywiona i maksymalnie odprężona. Wszelkie podrażnienia są ukojone.





Byłam bardzo ciekawa jak sprawa ma się z zapychaniem porów, bo jednak częste stosowanie olejków nie wypływa zbyt dobrze na moją cerę. Zestaw od Fitomed używam codziennie od miesiąca i  póki co jestem bardzo miło zaskoczona ! Przez ten czas nie zarejestrowałam problemów z cerą, które mogły być spowodowane przez te produkty. A to na prawdę świetna nowina! Odkryłam lekką, ale dogłębną pielęgnację twarzy, którą mogę sobie zafundować na co dzień !





Składy obu kosmetyków są rewelacyjne. Rozpisałam je powyżej i jak widzicie nie mogę się do niczego przyczepić. Sama natura 👌👌.


Czy mają jakieś wady ? Myślę, że dwie - esencja za szybko się kończy :(. A ceny nie należą do najniższych. Jednak ja przekonałam się, że warto 😉 gorąco polecam także Wam !



Czytaj dalej

Kolejna koloryzacja włosów - tym razem Wellaton 12/1

Chłodną Blondynką chcę być



Po kolejną farbę sięgnęłam mniej więcej 3 tygodnie (!) od poprzedniej koloryzacji. Jednak bez obaw :) ostatnim razem użyłam farby ziołowej. Pamiętacie ? Jeśli nie - podsyłam link. Wtedy farbowałam włosy na długości, bez odrostu i właśnie ten odrost tak mnie denerwował, że musiałam w końcu coś z nim zrobić.

Wybór farby jak zwykle przyprawia mnie o nerwice i za każdym razem przybywa mi chociaż jeden siwy włos ;(. Tak było i tym razem. Zamysł był inny, ale z braku czasu i niewielkiego wyboru robiąc szybkie zakupy w Rossmannie w biegu wrzuciłam do koszyka Wellaton. Jednak tym razem postanowiłam na kolor popielaty, czyli 12/1. Tak - zdecydowałam się zrezygnować z ciepłego blondu na rzecz chłodnej blond tafli. Czy tym razem misja się powiodła ?

Zatrudniłam, jak zawsze, moją siostrę, która tym razem miała pełne pole do popisu, bo w zanadrzu aż dwa opakowania farby. Jak się okazało z powodzeniem ta ilość wystarcza na włosy mojej długość. Nałożyłyśmy farbę najpierw na odrost na 30 minut, a następnie siostra przeciągnęła farbę na długość. W sumie czas koloryzacji to mniej więcej 45 minut.

Porównując 12/0 z 12/1 pod względem aplikacji i zapachu wypadają tak samo. Nie zmieniło się nic także pod względem pieczenia skóry, które jest dość uporczywe, ale na szczęście szybko mija.

Po upływie czasu zlałam włosy obficie wodą i spieniłam farbę. Następnie spłukałam i nałożyłam szampon u nasady i umyłam skórę głowy. Włosy na długości jedynie przeciągnęłam pianą. Po spłukaniu nałożyłam odżywkę dołączona do farby. Bomba silikonowa oczywiście w mig wygładziła włosy i nadała im poślizg, więc płukanie było bardzo przyjemne. Po spłukaniu odczekałam aż włosy wyschną naturalnie.




Niestety zdjęć z tego dnia nie mam, bo pogoda była tak paskudna, że nie mogłam uchwycić koloru. Te które widzicie to fotki po 2 myciach. Użyłam wtedy szamponu ziołowego Fitomed i ich lekkiej odżywki. Zatem pokazuje włosy bez silikonów.




Jeśli chodzi o efekty to usatysfakcjonowana jestem tylko w połowie. Bardzo podoba mi się kolor na długości. Został ochłodzony, a żółty wydaje się być maksymalnie zgaszony choć jeszcze nie został całkiem zlikwidowany.




Nie bardzo przypadł mi do gustu odrost. Odcina się od całości i wpada w żółty. Liczyłam się z tym, że cudów nie będzie, ale może przy drugim podejściu złapie lepiej ? Będę musiała to sprawdzić :).




Jak Wam się podoba "nowa ja" ? :D


Czytaj dalej

Wyniki rozdania !

Witajcie ! 


Zabawa zakończyła się wczoraj, więc żeby nie trzymać nikogo w niepewności chcę jak najszybciej ogłosić wyniki :). Powiem szczerze, że wahałam się nad dwoma zgłoszeniami i ciężko było mi się zdecydować. Ostatecznie wybrałam najbardziej kreatywny wpis :). A więc zwycięzcą zostaje ...




Kochana czekam na Twoje dane pod adresem : Mabramek9@gmail.com


W przypadku nie zgłoszenia się wylosowanej osoby w ciągu 3 dni - wybiorę kolejnego zwycięzcę. 



Czytaj dalej

Naturalny i delikatny demakijaż całej twarzy ? - Resibo olejek do demakijażu

Czy demakijaż może być pielęgnacją ?



Demakijaż twarzy wykonuje olejkiem od bardzo dawna, więc wybór produktu Resibo nie był przypadkowy. Oleje rozpuszczają makijaż i zmywanie go przebiega bardzo delikatnie i bez podrażnień. Koniec z zaczerwienieniem i szczypaniem po demakijażu ! Są to główne powody dla których porzuciłam mleczka i płyny micelarne. Co prawda do niedawna sam tusz z rzęs usuwałam wacikiem nasączonym płynem micelarnym. Jednak gdy w moich rękach pojawił się kosmetyk Resibo postanowiłam wypróbować go nie tylko do zmywania pudru i podkładu, ale także tuszu, cieni itd.


Opis produktu:



Resibo olejek do demakijażu doskonale oczyszcza skórę twarzy. Dlaczego? Ponieważ oleje najlepiej rozpuszczają inne oleje, czyli sebum, a także produkty do makijażu i zanieczyszczenia. Natomiast specjalne włókno ściereczki dokładnie je pochłania i usuwa.

Więcej info TUTAJ


Skład:



Linum Usitatissimum Seed Oil (olej lniany - odżywia, regeneruje, nawilża), Vitis Vinifera Seed Oil (olej z pestek winogron - stosowany w leczeniu trądziku, działa przeciwzapalnie, ściągająco, zmniejsza wydzielanie sebum, nawilża, regeneruje, uelastycznia, rozjaśnia cienie pod oczami), Crambe Abyssinica Seed Oil (olej abisyński - intensywnie nawilża, redukuje zmarszczki, wygładza, uelastycznia, zmiękcza), Persea Gratissima Oil (olej z awokado - regeneruje, nawilża), Tocopherol (witamina E - wzmacnia barierę naskórka, zapobiega podrażnieniom, poprawia nawilżenie, działa przeciwtrądzikowo), Leptospermum Scoparium Branch/Leaf Oil (olej manuka - działa przeciwtrądzikowo, przeciwgrzybiczo, antybakteryjnie), Parfum zapach, Limonene zapach.


Cena: 59 zł za 150 ml


Opakowanie i konsystencja:



Olejek mieści się w plastikowej butelce z pompką o pojemności 150 ml, która z kolei zamknięta jest w tekturowej tubie. Opakowanie jest identyczne jak w przypadku innych produktów tej firmy. Kolorystyka stonowana, nawiązująca do produktów naturalnych. Konsystencja niezbyt gęsta, oleista, koloru żółtego.


Moja opinia:



Olejek do demakijażu Resibo używam od półtora miesiąca. Recenzja zapewne pojawiłaby się wcześniej, gdyby nie jakiś niepokojący wysyp niedoskonałości i szukanie w popłochu winowajcy. Jednym z podejrzanych był również bohater dzisiejszego wpisu, jednak został już oczyszczony z zarzutów. Odstawiłam wszystkie nowe kosmetyki, a jego wciąż używałam i sytuacja szybko się uspokoiła.




Jedną pełną pompkę produktu rozprowadzam na suchej twarzy i wykonuje masaż z uwzględnieniem oczu. Powieki masuje delikatnie, żeby przypadkiem nie wprowadzić oleju do oczu. Produkt doskonale rozpuszcza cały makijaż, łącznie z tuszem, cieniami, czy eyelinerem. 




Następnie w ciepłej wodzie mocze dołączona do olejku szmatkę z mikrofibry i przykładam do twarzy zbierając resztki rozpuszczonego mejkapu. I na tym powinnam poprzestać według producenta. Jednak uczucie tłustości na twarzy doprowadza mnie do szału ;D. Mam nieodparte wrażenie niedomycia, więc zawsze przemywam jeszcze twarz kropelka żelu do twarzy i wtedy już czuje się swobodnie. Wklepuje kremik lub olejek śliwkowy i gotowe. To ciekawe, że wklepany olejek już nie robi na mnie wrażenia tłustości :D.




Ściereczka z mikrofibry bardzo dobrze radzi sobie z usunięciem zanieczyszczeń i myślę, że świetnie sprawdzi się u kogoś mniej przewrażliwionego na  punkcie czystej twarzy niż ja ;). Jednak uprzedzam, że szybko się brudzi i trzeba ją prać dość często. Na szczęście po praniu jest prawie jak nowa. 




Powyżej widzicie moją wymagającą już prania ściereczkę.




Buzia po demakijażu jest odprężona, nawilżona i gładka. Nigdy nie doznałam podrażnienia, a stosuje go prawie codziennie. Zaznaczam jednak, że należy uważać usuwając makijaż z oczu by nieopatrznie nie wetrzeć oleju pod powieki. Gdy tego nie zrobimy wszystko będzie cacy :D. Z kolei gdy zbytnio się pospieszymy możemy odczuwać lekki dyskomfort, który szybko minie. 




Skład jest krótki i przejrzysty. Znajdziemy tu olej lniany, który stanowi bazę produktu, następnie olej z pestek winogron, abisyński, awokado i manuka oraz witaminę E. 100 % natury !

Dla mnie demakijaż to relaksacyjny rytuał kończący dzień i zawsze wykonuję go powoli i dokładnie by maksymalnie się odprężyć. Dzięki kosmetykowi Resibo ten zabieg jest jeszcze przyjemniejszy :).


Bądź na bieżąco




Czytaj dalej

Hybryda - Rosalind nr C07 cat eye, Bling nr 29 black

Kocie oko



Zestaw do kociego oka w swoich zapasach mam od roku ! Dlaczego tak długo zwlekałam z użyciem ? Przez ostatni rok tak dużo się wydarzyło, że zwyczajnie nie miałam czasu na wymyślny mani. Trwałam w przekonaniu, że kocie oko jest zbyt wymagające i czasochłonne, więc najzwyczajniej w świecie upchnęłam je głęboko w szufladzie.

W końcu nadszedł ten dzień... oglądaliście mecz Chorwacja - Anglia ? Ja też ! Jeszcze zanim się zaczął nastawiłam się na porażkę Chorwatów. Pierwsza bramka Anglików tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że tak zakończy się mecz, więc lekko znudzona wzięłam się za hybrydkę, a jednym okiem spoglądałam w TV. Dziecko usnęło, więc czasu było aż nadto i wtedy do głowy przyszło mi kocie oko.




Paznokcie pociągnęłam bazą, następnie nałożyłam jedną warstwę czarnego koloru z firmy Bling nr 29. Na czarny położyłam 3 warstwy kociego oka z firmy Rosalind nr C07.  Przy każdej warstwie manewrowałam magnesem i układałam drobinki w odpowiedni wzór. Na koniec pociągnęłam topem z Semilaca i gotowe.




Teraz wyobraźcie sobie jak ciężko było mi skupić się na robieniu paznokci, gdy sytuacja na boisku diametralnie się zmieniła :D... Dzisiaj walka o trzecie miejsce, ale ja czekam na jutro - na finał :).




Prawa ręka, którą robiłam jako pierwszą wyszła nie tak jakbym chciała, ale dopiero uczyłam się panować nad magnesem. Lewa wyszła idealnie :D. Lakier Rosalind ma gęstą konsystencję i bardzo wygodnie wykonuje się mani. Jak widzicie nic nie rozlałam na skórki :D.

Efekt kociego oka bardzo mi się podoba ! Mam w zapasach jeszcze jeden kolor i następnym razem go wypróbuję. Zapowiada się też większe zamówienie na lakiery z tym efektem :D.


Jak Wam się podoba ? Kocie oko jest jeszcze na czasie, czy to już przeszłość?? :D


Czytaj dalej

Czy farba bez amoniaku da radę ochłodzić blond i zniwelować żółte refleksy? - FitoColor trwała farba w kremie 9.1 popielaty blond od Fitokosmetik

Znowu coś zmalowałam !



Pamiętacie jak na insta pokazałam Wam moje włosy po koloryzacji ? Nie? Zerknij tutaj. Dokładnie 3 tygodnie temu zafarbowałam włosy (pomijając odrost) farba Fitocolor. Jest to farba opracowana na bazie naturalnych składników, bez amoniaku, z efektem bio-laminowania. Można ją dostać chociażby w mojej ulubionej Drogerii Pigment w bardzo przystępnej cenie. Znalazła się u mnie przypadkiem, bo z ciekawości dorzuciłam ją do zamówienia z kosmetykami. Przyznam się, że pierwotny plan był taki - przetestuje na mamie i jak wyjdzie ładnie to zamówię dla siebie ;D :D ;D. Jednak mama nie dała się namówić, zatem nie pozostało mi nic innego jak przetestować na sobie...




Zamówiłam tylko jedno opakowanie, więc albo musiałam oszczędzać albo położyć tylko na cześć włosów. Zamysł był taki, żeby zgasić żółć. Postanowiłam ominąć odrost (który zapewne i tak by nie złapał) i położyć farbę na włosy już wcześniej farbowane na blond.

Kolor na pudelku wpada idealnie w chłodne tony, więc już miałam w głowie wizję moich pięknych popielatych pukli.





Moja siostra oszczędzając każdy mililitr  wzięła się za misterną robotę i z precyzją sapera nakładała farbę pasmo po pasmie. Nie uwierzycie, ale starczyło :D aż sama byłam w szoku.

Odczekałem około 40 minut i spłukałam farbę, umyłam włosy szamponem i nałożyłam odżywkę dołączoną do opakowania. Po raz pierwszy podczas koloryzacji nie czułam uporczywego i nachalnego zapachu amoniaku. Farba ma jakąś lekko ziołową woń, ale nie jest drażniąca ani męcząca. Jeśli chodzi o odżywkę dołączona do zestawu - to cudo ! Na prawdę pięknie pachnie, ułatwia rozczesywanie, nadaje poślizg, a włosy lśnią i mienia się. Czego zupełnie nie widać na zdjęciu :(.




Kolor wyszedł stonowany, powiedziałabym, że nawet trochę ściemniał. Żółć została zniwelowana, a gdzieniegdzie można zauważyć siwe pasemka. Nowy kolor tak przypadł mi do gustu, że nie wytrzymałam i od razu wstawiłam zdjęcie na insta, które zresztą o wiele lepiej oddaje prawdziwy kolor niż zdjęcia robione aparatem (w godzinach wieczornych). Subtelna zmiana, a tak cieszy ;).


Foto z mojego insta


Wspomnę jeszcze o kondycji włosów po koloryzacji. Są w świetnej formie. W zasadzie jakby w ogóle nie były farbowane, więc ten specyfik nie wpłynął na ich stan.

Na blogu pisze o tym dopiero teraz, bo chciałam poczekać i sprawdzić czy / i w jakim stopniu farba się wypłuka / ile zajmie to czasu. Od koloryzacji minęły 3 tygodnie i już mogę Wam zdradzić że... wypłukała się :(. Wydaje mi się, że wypłukała się zupełnie. Liczyłam się z tym, bo produkt nie zawiera amoniaku, ale miałam nadzieję, że nie nastąpi to aż tak szybko. 




Kolor jak najbardziej przypadł mi do gustu i farbę mogę Wam polecić do ochłodzenia blondu. Wiadomo czas wypłukiwania na moich włosach może być krótszy niż na innych. Wszystko zależy od struktury włosa i podatności na farbowanie.


Jeśli szukasz produktu, który zniweluje żółtko i ochłodzi Twój wymarzony blond - polecam farbę Fitocolor. Włosy nie stracą na kondycji i swoim naturalnym blasku, zyskasz piękny stonowany blond i zaplacisz grosze :)


Czytaj dalej

Instagram Mix czerwiec

Ach włoooosy... 



Witam Was w lipcu ! I zapraszam na przegląd czerwca na moim insta :D.

Jak zapewne zauważyliście to właśnie instagram jest miejscem, które aktualizuje na bieżąco... ba ! Podejrzewam, że niektórzy są zdania, że wręcz spamuje ;D. Ale nie będę ukrywać, że lubię informować Was co nowego u mnie się dzieje. Zatem nie przedłużam i zapraszam na małe podsumowanie ubiegłego miesiąca.




Zdecydowanie włosy i kosmetyki królowały w tym miesiącu. Zacznę od włosów, bo w końcu zaczęłam z nimi kombinować i wydobywać fale :O. Te pierwsze grube, piękne, hollywoodzkie fale uzyskałam dzięki kręceniu na skarpetę. Efekt bardzo mi się podoba i może to dziwnie zabrzmi, ale skarpetki do kręcenia używam właściwie codziennie !





Pomysł na afro zrodził się przez przypadek. Z reguły nie przepadam za falami po warkoczu, bo na moich włosach wyglądają raczej "niezdrowo". Tak jakby włosy były przesuszone i pogniecione. Jednak znalazłam na to sposób. Przed wykonaniem warkocza nakładam na suche włosy olejek w kremie od Garniera i odrobinę pianki do układania włosów. Następnie zaplatam warkocz na noc. Rano wystarczy rozplątać włosy (bez czesania) i gotowe ! Jak chcę zatrzymać ten efekt na dłużej psikam włosy lakierem. Ten sam zabieg dotyczy także kręcenia na skarpetę :).




Włosy w kitce są po koloryzacji. Skusiłam się na pewną ziołową i przystępną cenowo farbę bez amoniaku, o której dokładnie napisze Wam już wkrótce. Zanim to zrobię chcę jednak sprawdzić jak długo utrzyma się na moich włosach. Efekt póki co, jak widzicie, jest całkiem fajny. Kolor jest nieco chłodniejszy, a żółć mocno zgaszona. Gdzieniegdzie widać siwe refleksy.




Filmik przedstawia włosy po użyciu kosmetyków Fitomed, o których dokładnie pisałam TU. Widzicie tą objętość ? Mam wrażenie, że lepsza jakość jest jednak na instagramie, więc odsyłam Was TUTAJ.




Na zdjęciu powyżej prezentuję Wam idealną tafle po mojej złożonej pielęgnacji. Tutaj znajdziecie więcej szczegółów.




Przejdę teraz do kosmetyków. W czerwcu podjęłam nową współpracę z Your Natural Side, która zaowocowała nowymi produktami do twarzy, ciała i włosów. W moich zapasach pojawiło się masło kokos migdał, niebiańsko pachnący olejek z pestek śliwki, woda jaśminowa i miętowa. Na razie testuje olejek i wodę miętową. Na recenzję będziecie musieli trochę poczekać.




Kontynuacja współpracy z Resibo przyniosła mi olejek do demakijażu, o którym mi pisałyście w ostatniej recenzji ich produktów TU i TU. Uczucia co do niego mam mieszane. Coś rozregulowało moją cerę i nie potrafię zdiagnozować co. Mam tylko nadzieję, że nie on jest sprawcą ;(.




W czerwcu doczekaliście się w końcu konkretniej recenzji kosmetyków Fitomed. Czytaliście ? Nie? To tutaj podrzucam link.





Na ten post szykowałam się ładnych kilka miesięcy i pewnie nie powstałby, gdyby nie moja determinacja ✌. Mowa o wpisie dotyczącym wypadania włosów po ciąży. Niby temat rzeka, ale tak na prawdę w necie brak prawdziwych i skutecznych pomysłów na walkę z tą przypadłością, która niejedną mamę doprowadza do frustracji. Opisałam Wam kilka produktów, które sama używałam i w jakimś stopniu poprawiły kondycję włosów. Bo o całkowitym zatrzymaniu wypadania niestety nie ma mowy.




Ostatnio coś mnie ciągnie do szalonych makijaży, więc na insta pokazałam Wam moje oko w bajecznych kolorach. Może to nie #makeupartist ale staram się :D. Zastanawiam się nad oddzielnym wpisem na bloga z moimi malowidłami. Co myślicie??




Nie zabrakło także hybrydowych inspiracji. Czerwone wino to nowa hybryda mojej siostry. Wzorek może trochę "kuleje", ale ćwiczę.




Kolejną hybrydową propozycję stworzyłam na swoich pazurkach. Pomysł na neonowy manicure jak znalazł !




Na koniec wrzucam Wam trochę jedzonka. A co, niech Wam ślinka cieknie :D. 







Ciekawskich zapraszam poniżej 



Czytaj dalej