Sama natura - Mój wybór numer 1
Hejka Kochani, mam Wam dzisiaj do pokazania mój ulubiony, w ostatnim czasie, krem do twarzy. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że w końcu znalazłam krem na dzień, który mnie nie podrażnia, nie uczula i nie zapycha. Już po tytule i zdjęciu wiecie, że chodzi o naturalnie nawilżający krem do twarzy Soraya Plante. A po więcej szczegółów zapraszam w dalszą część posta.
Kosmetyk mieści się w szklanym słoiczku z nakrętką o pojemności 50 ml, który z kolei zamknięty jest w tekturowym pudełeczku. Szata graficzna jest niezwykle urocza. Każdy produkt z tej linii posiada swój własny kwiatowy motyw. Trzeba przyznać, że to małe arcydzieło przepięknie zdobi łazienkową półkę. Konsystencja kremu jest gęsta i przypomina mi zbite masełko.
Krem stosuję regularnie od 5 miesięcy. Rozprowadzam produkt na twarz, szyję i czasem nawet dekolt codziennie rano po uprzednim umyciu twarzy. Gęsta, ale plastyczna konsystencja pozwala na miłą aplikację. Kosmetyk nie wchłania się całkowicie i pozostawia na skórze lekką powłoczkę. Należy uważać z ilością, bo zbyt obfita aplikacja kończy się niekiedy rolowaniem produktu.
Skóra przy dłuższym stosowaniu jest napięta, gładka, miękka, elastyczna i nawilżona na bardzo dobrym poziomie. Jednak krem nie działa jak opatrunek, więc takich typowo regeneracyjnych właściwości nie spodziewałabym się po nim.
Kosmetyk nadaje się pod makijaż, choć mam wrażenie, że nieco skraca jego świeżość przez to, że nie posiada właściwości matujących. Moja skóra w strefie T wyświeca się po kilku godzinach od aplikacji podkładu. Przy podkładach rozświetlających nieco szybciej.
Tak jak wspomniałam na początku krem Soraya Plante mnie nie uczulił ani nie podrażnił. Od kiedy zaczęłam go stosować to jedyny wysyp wyprysków miałam na brodzie. Podejrzewam, że jest to spowodowane noszeniem maseczki z powodu koronawirusa. Środowisko jakie się wytwarza pod maseczką sprzyja namnażaniu się bakterii. Nawroty niedoskonałości na brodzie niestety towarzyszą mi dość często, mniej więcej od początku pandemii.
Jeśli chodzi o skład to na prawdę nie mam mu nic do zarzucenia. Kosmetyk zawiera roślinne ekstrakty i olejki m. in. tytułowy olej makadamia (już na 3 miejscu w składzie), masło shea, olej sojowy, a także aloes. Z Soraya Plante testowałam także tonik do twarzy - tutaj o nim pisałam. Również spisał się świetnie. Z tej linii mam także płyn do demakijażu, o którym przeczytacie już wkrótce. Z tego co zdążyłam zaobserwować to cała seria Plante charakteryzuje się dobrym składem 💪. Oby tak dalej :D
Ja lubię lekki film na skórze :)
OdpowiedzUsuńCałą seria Plante według mnie jest świetna :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie kusi ta seria :) krem zresztą również :)
OdpowiedzUsuńMnie kusi ta seria :) nie dość, ze dużo dobrego o nich słyszę to jeszcze tak pięknie się prezentuje :)
OdpowiedzUsuńMnie też kusi ta seria. Jak na razie miałam tonik Soraya Naturalnie i był bardzo fajny. Takie to są niestety dylematy z tymi kremami, że jak nie jest typowo matujący to buzia się niestety wyświeca.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś z ciekawości się na niego skuszę :)
OdpowiedzUsuńMam płyn micerany i pianke do mycia, muszę teraz przetestować od nich Twój krem i krem pod oczy bo ta seria też przypadła mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze tej serii, ale własnie o kremie słyszałam wiele dobrego. Spróbuję kiedyś.
OdpowiedzUsuń